Płytowe nowości 2009

Wydarzyło się coś ciekawego? Dowiedziałeś się o czymś interesującym? Podziel się z nami swoimi informacjami.

Moderator: mods

Płytowe nowości 2009

Postautor: karambol » lipca 28, 2009, 4:32 pm

Siedzę sobie na zasłużonym urlopie i dlatego mam czas posłuchać nowości jakie w ostatnich miesiącach trafiły w moje ręce. I tak :

Vargas Blues Band - Mojo Proteccion
Kolejna płyta w dorobku hiszpańskiego mistrza gitary. Jego dyskografię znam raczej wyrywkowo stąd trudno porównać mi ten krążek do innych ale ten to nie jest zbyt udane dzieło. Otwierający płytę utwór jest całkiem
zachęcającym klasycznym gitarowym blues-rockowcem ale dalej to już tylko gorzej i nudniej. Chyba miał powstać nowoczesny blues-rock z dodatkiem współczesnych środków wyrazu artystycznego a wyszło coś mało stylowego i jak dla mnie ciężkiego do słuchania. Sporo tu takiego plastikowego brzmienia lub nieznośnego "nowoczesnego" hałasu tak jak w utworze tytułowym. Jeżeli taki ma być nowoczesny blues-rock to ja dziękuję ale nie. Tym bardziej jestem zawiedziony gdyż oglądany jakiś czas temu na video koncert Vargas Blues Band narobił mi smaku na inne produkcje Javiera. Moja ocena : 5/10

Ana Popovic - Blind For Love
Obserwuję jej karierę raczej z powodów pozamerytorycznych. Jest ona jednym z nielicznych gości jacy grali na "Jesieni z Bluesem" a którzy "coś" znaczą na ogólnoświatowej scenie. Oczywiście bez przesady Ana nie jest jakąś super gwiazdą ale regularnie wydaje płyty (ta jest czwartym studyjnym krążkiem), koncertuje po całym świecie. Płyta dość podobna do poprzednich. Sporo tu różnych stylów muzycznych. Jest i blues, jazz, rock, gospel i funkowe rytmy. Jest też fajny, w sam raz na singlowy przebój utwór "Putting Out The Apb". Ana to całkiem niezła gitarzystka i to na tej płycie słychać. Jest też jedno ale. Słuchając jej nagrań a zwłaszcza tych koncertowych lub wtedy gdy śpiewa jakieś trudniejsze jazzujące tematy mam wrażenie że wokalnie troszkę "czegoś" jej brakuje. Ogólnie fajna płytka. Moja ocena : 7/10

Damon Fowler - Sugar Shack
Jakoś wcześniej nie słyszałem nic o tym gościu. A szkoda bo płyta jest fantastyczna. Dużo gitarowego grania w różnych odcieniach i brzmieniach, doskonale zaśpiewana, świetnie wyprodukowana. Polecam. Moja ocena : 10/10

Davy Knowles & Back Door Slam - Coming Up For Air
Nazwa "Back Door Slam" pojawiła się po raz pierwszy w roku 2007 kiedy to zespół o takiej nazwie wydał bardzo ciekawy krążek "Roll Away". Zespół okrzyknięto nową nadzieją brytyjskiego blues-rocka i w istocie tak to wyglądało. Potem gdzieś pod koniec 2008 lub już w 2009 pojawił się
koncertowy "Live From Bonnaroo" i coś niedobrego zaczęło dziać się w
zespole. Efektem tego jest po pierwsze "wypchnięcie" nazwiska lidera przed nazwę grupy a po drugie, ważniejsze, wymiana pozostałych muzyków. Nie wiem jaki to wszystko miało wpływ na to co słyszymy na tym krążku bo i tak Dave Knowles był twórcą większości materiału z poprzedniej płyty. Nawiasem mówiąc gość ma lekko ponad dwadzieścia lat! Płyty jest wyborna! Zgrabne kompozycje, doskonale zagrana, nagrana i zaśpiewana. Raczej rockowa z mocnym bluesowym tłem. Słuchając kolejny już raz tego krążka przychodzi mi na myśl Joe Bonamassa. Stylistycznie i Joe i Davy Knowles & Back Door Slam
to bardzo podobne klimaty. Jednak wielki Joe może sie uczyć od młodziaków w jaki interesujący sposób można podejść do podobnej materii muzycznej. Jako ciekawostkę dodam że płytę wyprodukował Peter Frampton. Polecam. Moja ocena : 10/10

Onesko Bogert Ceo Project - Big Electric Cream Jam
Tytuł mówi prawie wszystko. Tribiute to Cream zagrany przez power-trio w składzie : Mike Onesko (Blindside Blues Band) na gitarze i wokalu, Tim Bogert (Vanilla Fudge, Cactus i Beck, Bogert & Appice) na basie i Emery Ceo (Blindside Blues Band) na bębnach. Duch zespołu Cream i tamtych szalonych lat na nowo wskrzeszony! Płyta fantastyczna!!! Stare kawałki Creamu brzmią niebywale. Płyta zawiera ich "tylko" 10 (a w zasadzie 11 po w ostatnim ukryto jeszcze jeden) a to znaczy że do zagrania zostało ich jeszcze sporo. Bo mam nadzieję że powstaną kolejne wydawnictwa tego muzycznego projektu. W przeciwnym wypadku będzie to zbrodnia przeciw ludzkości. Polecam. Moja ocena : 10/10

Watermelon Slim - Escape From The Chicken Coop
Mój ulubieniec wyciął niezły numer. Nagrał płytę w stylu country! W stolicy tego gatunku Nashille. Nie jestem miłośnikiem tego gatunku ale płyta jest całkiem, całkiem. Dzięki głosowi Watermelona Slima i jego gitary nie jest to takie zupełne i czyste country. Kiedy w utworze "You See Me Like I See You" wspomaga go jakiś śliczny, czyściutki jak źródlana woda żeński głos brzmi to jakby anioł śpiewał z diabłem w duecie. Polecam. Moja ocena : 9/10
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Re: Płytowe nowości 2009

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » lipca 28, 2009, 4:37 pm

karambol pisze:
Davy Knowles & Back Door Slam - Coming Up For Air
Nazwa "Back Door Slam" pojawiła się po raz pierwszy w roku 2007 kiedy to zespół o takiej nazwie wydał bardzo ciekawy krążek "Roll Away". Zespół okrzyknięto nową nadzieją brytyjskiego blues-rocka i w istocie tak to wyglądało. Potem gdzieś pod koniec 2008 lub już w 2009 pojawił się
koncertowy "Live From Bonnaroo" i coś niedobrego zaczęło dziać się w
zespole. Efektem tego jest po pierwsze "wypchnięcie" nazwiska lidera przed nazwę grupy a po drugie, ważniejsze, wymiana pozostałych muzyków. Nie wiem jaki to wszystko miało wpływ na to co słyszymy na tym krążku bo i tak Dave Knowles był twórcą większości materiału z poprzedniej płyty. Nawiasem mówiąc gość ma lekko ponad dwadzieścia lat! Płyty jest wyborna! Zgrabne kompozycje, doskonale zagrana, nagrana i zaśpiewana. Raczej rockowa z mocnym bluesowym tłem. Słuchając kolejny już raz tego krążka przychodzi mi na myśl Joe Bonamassa. Stylistycznie i Joe i Davy Knowles & Back Door Slam
to bardzo podobne klimaty. Jednak wielki Joe może sie uczyć od młodziaków w jaki interesujący sposób można podejść do podobnej materii muzycznej. Jako ciekawostkę dodam że płytę wyprodukował Peter Frampton. Polecam. Moja ocena : 10/10

[b]


...........................................
WOOW.. :D :D :D :D

również serdecznie polecam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D :D :D :D

a mówiło sie już o nich po debiucie "Little Mule" :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Rock-A-Billy » lipca 28, 2009, 7:39 pm

Nowy Back Door Slam i Watermelon Slim?! :o
No... tym się trzeba będzie zainteresować bliżej. Onesko, Bogert, Ceo Project też wart jest uwagi - zresztą spod znaku Grooveyard Records wywodzi się sporo ciekawych wykonawców blues - rockowych.
Awatar użytkownika
Rock-A-Billy
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 1490
Rejestracja: stycznia 17, 2009, 8:51 pm

Re: Płytowe nowości 2009

Postautor: B&B » lipca 29, 2009, 8:22 am

karambol pisze:
Davy Knowles & Back Door Slam - Coming Up For Air
Nazwa "Back Door Slam" pojawiła się po raz pierwszy w roku 2007 kiedy to zespół o takiej nazwie wydał bardzo ciekawy krążek "Roll Away". Zespół okrzyknięto nową nadzieją brytyjskiego blues-rocka i w istocie tak to wyglądało. Potem gdzieś pod koniec 2008 lub już w 2009 pojawił się
koncertowy "Live From Bonnaroo" i coś niedobrego zaczęło dziać się w
zespole. Efektem tego jest po pierwsze "wypchnięcie" nazwiska lidera przed nazwę grupy a po drugie, ważniejsze, wymiana pozostałych muzyków. Nie wiem jaki to wszystko miało wpływ na to co słyszymy na tym krążku bo i tak Dave Knowles był twórcą większości materiału z poprzedniej płyty. Nawiasem mówiąc gość ma lekko ponad dwadzieścia lat! Płyty jest wyborna! Zgrabne kompozycje, doskonale zagrana, nagrana i zaśpiewana. Raczej rockowa z mocnym bluesowym tłem. Słuchając kolejny już raz tego krążka przychodzi mi na myśl Joe Bonamassa. Stylistycznie i Joe i Davy Knowles & Back Door Slam
to bardzo podobne klimaty. Jednak wielki Joe może sie uczyć od młodziaków w jaki interesujący sposób można podejść do podobnej materii muzycznej. Jako ciekawostkę dodam że płytę wyprodukował Peter Frampton. Polecam. Moja ocena : 10/10

Słuchałem. Bardzo dobra rockowa płyta. Porównania z Joe są całkiem na miejscu. Ostatni utwór "Taste of Danger", świetna rockowa balladka z zaproszoną wokalistką o ciekawym głosie (Jonatha Brooke) i z nieoczekiwanymi tu muzykami (Christian McBride, Joe Sample) pokazuje kierunek, w jakim idzie Dave.
Mimo powyższej jakże pozytywnej opinii (kolegów i mojej) płyta okazała się dla mnie rozczarowaniem! Z klimatów prawdziwego BDS z "Roll Away" nie zostało prawie nic :( Jak widać, wymiana muzyków miała ogromne znaczenie a udział Framptona jako producenta i muzyka też na pewno swoje zrobił. Bardzo żałuję, że Dave & Back Door Slam to już inna bajka...
Awatar użytkownika
B&B
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 7225
Rejestracja: października 9, 2005, 10:14 pm
Lokalizacja: spod warmińskiego lasu...

Postautor: karambol » lipca 31, 2009, 10:52 pm

Matt Schofield - Heads Tails & Aces
Fantastyczna gitarowa płyta. Ponoć Matt uchodzi za jednego najzdolniejszych gitarzystów bluesowych w Europie i materiał z płyty to absolutnie potwierdza. Fantastyczny klimacik. Dużo luzu, swingujących gitarowych pasaży. Genialny Hammond, wybitna sekcja rytmiczna. Gdzieś tam czasem usłyszę jakby coś z Robbena Forda a czasem Ronniego Earla. Uwielbiam takie granie. Uwielbiam gitarzystów pokroju wyżej wymienionych plus Scott Henderson, Duke Robbilard, Jimmy Herring i właśnie Matt Schofield. Faceci mają niesamowitą wyobraźnię muzyczną i tą piękną cechę charakteru która nie pozwala im zamknąć się w jakichkolwiek stylistycznych szufladach. Polecam. Moja ocena : 10/10
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: karambol » lipca 31, 2009, 11:22 pm

Shawn Kellerman - Blues Without A Home
Nazwisko gościa który firmuje to wydawnictwo jest mi zupełnie nieznane. Nawet nie chciałem zapytać pana Google co o nim wie. Po odpaleniu płyty nie interesowało mnie to zupełnie. ROZWAŁKA. Od pierwszego do ostatniego utworu na najwyższych obrotach. Niesamowita energia i entuzjazm. Wspaniali współpracownicy m.in. Jason Ricci na harmonijce i genialny Lucky Peterson na kosmicznym Hammondzie B3. Ogień z dupy jak to mówią. Niesamowita przyjemność słuchania. Polecam. Moja ocena : 10/10
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: karambol » września 13, 2009, 3:48 pm

Jako odskocznię od bluesa zainteresowałem się polskim rockiem progresywnym (cokolwiek to określenie oznacza). Poniżej kilka nowości z tej półki.

Riverside - Anno Domini High Definition
Najbardziej znany polski zespół progresywnego grania wydał swoją czwartą płytę trwającą dokładnie 44 minuty i 44 sekundy.
W niezwykle przemyślany sposób zespół prowadzony jest od strony managerskiej. Regularnie wydawane płyty i to różne wersje/formy ( EP-ki, winyle), przebudowana strona internetowa z możliwością zmiany skórki pasującej do stylu graficznego wydanych płyt, blog opisujący kolejne etapy pracy nad płytą www.annodominihighdefinition.com , wspaniała oprawa graficzna płyt. Ale i tak najważniejsza jest muzyka a ta jest naprawdę na najwyższym światowym poziomie. Na ADHD jest trochę ostrzej niż na poprzednich płytach. Ale bez przesady. Na forum znajdującym się na oficjalnej stronie zespołu jest wątek w którym umieszczane są linki do recenzji jakie ukazały się w internecie. No cóż cały świat pisze o Riverside! Jak przeglądam te recenzje, często pisane w niezrozumiałych dla mnie narzeczach to i nie wiem o czym piszą, rzucają się w oczy nazwy Dream Theater i Porcupine Tree - zapewne w kontekście podobieństw i wpływów muzycznych. Niech te nazwy nie przestraszą ani nie zachęcą do sięgnięcia po najnowszy krążek Riverside. Dream Theater to jak dla mnie przerost formy nad treścią a "jeżozwierze" na odwrót - przerost treści nad forma i oba przypadki nie zawsze są strawne. A Riverside jest w sam raz.
Marzy mi się płyta Riverside (a może chociaż EP-ka) z materiałem utrzymanym w podobnym stylu jak utwór "Left out" - świetnie brzmiące hammondowe akordy z gitarowymi riffami nieodmniennie kojarzące się z klasycznymi dokonananiami Deep Purple czy Uriah Heep.
Od czasu wydania płytę wysłuchałem dziesiątki razy i nie mam się do czego przyczepić.
Zespół rusza w wielką polsko-europejską trasę na której zagra aż 44 koncerty (znowu te czwórki). Trasa rozpoczyna się 23 września w BIAŁYMSTOKU !! Mam już bilet i nie mogę się doczekać.
Polecam.
Moja ocena : 11/10


Indukti - Idmen
Już swoim debiutem czyli wydanym w 2004 roku krążkiem "S.U.S.A.R." wzbudzili nie lada sensację i zamieszanie na progresywnej scenie. Aż pięć lat trzeba było czekać na kolejne ich dzieło. Ale warto było. "Idmen" jest świetną płytą, niezwykle urozmaiconą z wieloma, czasem bardzo odległymi klimatami. Rozpoczyna się niezwykle dynamicznie, gęstymi gitarowymi riffami z lekka tylko zmiękczonymi dźwiękiem skrzypiec. Potem na płycie dzieje niezwykle dużo i ciekawie. Sporo klimatów King Crimson, ostre gitarowe numery gdzieś tam może nawiązują do Toola. Dużo potężnych, epickich fraz na zmianę z etnicznymi (indiańskimi?) wstawkami. Zespół jest w zasadzie instrumentalny, ponieważ w swoim składzie nie mają na stałe wokalisty, ale na obu płytach pojawiają się partie śpiewane. Na debiutanckim krążku kilka utworów zaśpiewał Mariusz Duda z Riverside. Tym razem gościnnie udzielają się aż trzej różni wokaliści. Najbardziej przypadł mi do gustu Maciej Taff (na co dzień Rootwater i Black River). Fantastycznie brzmi ostatni, czyli "Ninth Wave" będący poniekąd kwintesencją stylu zespołu. Rozpoczyna się niezwykle spokojnie - akustycznymi gitarami z brzmiącą w tle krystalicznym dźwiękiem trąbką (gościnnie Robert Majewski) by po jakimś czasie nabrać rozpędu i mocy, a potem znowu zwolnić za sprawą skrzypiec i trąbki by potem przyśpieszyć napędzana gitarowym riffami i agresywną perkusją. Taki jest właśnie styl Indukti - mieszanka klimatycznego grania z mocnymi gitarowymi riffami a wszystko to wykonane niebywale sprawnie przez bardzo zdolnych muzyków, świetnie nagrane i wydane. Polecam.
Moja ocena : 9.5/10


Crystal Lake - Safe
Debiutancki album toruńskiej formacji należy bez wątpienia uznać za rzecz ciekawą i godną uwagi. Stylistycznie jest to klasyczny neo-progresiv czasem może wpadający w progresywny metal (ale ten łagodniejszy). Zgrabne kompozycje, świetna gitara, dobry wokal, bardzo dobra realizacja, świetna okładka - wszystko to sprawia że naprawdę warto wydać te 25zł aby stać się posiadaczem tego krążka.
Moja ocena : 8.5/10

Satellite - Nostalgia
"Nostalgia" to czwarty album formacji Satellite prowadzonej przez byłego perkusistę zespołu Collage Wojtka Szadkowskiego. Zresztą wspomaga go kilku innych członków tej legendarnej już formacji (Robert Amirian - wokal, Krzysiek Palczewski - instrumenty klawiszowe). Muzycznie jest to klasyczne progresywne granie z klimatami klasyków (King Crimson, Yes, Genesis (zwłaszcza mocno słychać to w "Afraid Of What We Say"), Pink Floyd). Jako minus, co może dziwić w przypadku formacji dowodzonej przez perkusistę, muszę wymienić właśnie sposób nagrania i brzmienie bębnów. Szybkie pasaże na tomach brzmią jakoś płasko i nienaturalnie. To nie jest taka nawałnica jaką słyszymy w wykonaniu choćby Neila Pearta z mojego ulubionego zespołu Rush. Niemniej płyty słucha się bardzo dobrze. Nostalgicznie (ale bez przesady), klimatycznie i wciągająco. Wojtek ma niezwykłą łatwość pisania interesujących melodii. Ja ten typ kompozycji nazywam "snuje" (od snucia się). No więc ta płyta snuje się niezwykle interesująco i wciągająco. Niesamowity klimat.
Moja ocena : 9.5/10


Believe - This Bread Is Mine
Kolejna formacja byłego muzyka zespołu Collage wydała właśnie nową płytę. Mirek Gil kiedyś gitarzysta Collage a teraz twórca i lider Believe, bo o nim mowa. Sporo zmian w składzie zespołu. Najbardziej "słyszalna" jest zmiana wokalisty. Na płycie wykorzystywane jest dość nietypowe, jak na współczesny progressiv, instrumentarium. Klawiszy prawie nie słychać za to mamy skrzypce, flet i wiolonczelę (nie wiedzieć czemu wielu recenzentów z uporem godnym lepszej sprawy pisze "cello" (tak jest na okładce) jakby nie wiedzieli o jaki instrument chodzi). Nie jestem wielkim miłośnikiem muzyki zbyt nostalgicznej i takiej w której powiedzmy oględnie jest mało dźwięków a dużo "powietrza". Taką, jak na mój gust, jest to najnowsze dzieło Believe. Taka niesamowicie jesienna to płyta. Co prawda z każdym przesłuchaniem płyta podoba mi się bardziej ale faktem jest nie rzuciła mnie na kolana. Może wrócę do niej w jakiś ponury listopadowy wieczór.
Moja ocena : 8.5/10


Tale of diffusion - Adventures of Mandorius (the bird)
Debiut łódzkiej formacji. Płytę otwiera utwór "Sound of magic" i tak właśnie w trzech słowach można opisać całą płytę. Po prostu sound of magic. Na okładce i w książeczce znajdujemy bardzo oryginalne malarskie dzieła gitarzysty Michała Szmidta. Muzycznie trudno jednoznacznie określić. Nie jest na pewno tak powszechnie w Polsce eksploatowany progmetal czy inny neo-progresiv. Niesamowicie intrygująca muzyka. Pełna ciekawych pomysłów, wykonana na najwyższym poziomie. Sporo jazz-rockowej stylistyki. Sami muzycy przyznają się do fascynacji King Crimson i to słychać. Nie mniej nie jest to żadna zrzynka ale twórcza inspiracja. Zgodnie z tytułem jest to album opowiadający o przygodach pewnego tajemniczego ptaka Mandoriusa. Płyta jest prawie wyłącznie instrumentalna (jeden króciutki utwór śpiewany) dlatego słuchacz może się jedynie domyślać co to jest za ptak i jakie miał przygody. I to jest bardzo sprytny chwyt ze strony zespołu. Bo to słuchacz, jego wyobraźnia, na podstawie dźwięków płynących z głośnika może wymyślić sam całą historię ptaka Mandoriusa i przeżywać jego przygody. I za każdym razem może to być inne wyobrażenie w zależności choćby od nastroju słuchacza. Strasznie wciągająca muzyka. Jak na razie debiut roku 2009 oczywiście w mojej subiektywnej ocenie.
Moja ocena : 9.9/10
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: karambol » września 14, 2009, 8:37 pm

Tommy Castro - Hard Believer
Przez dłuższy czas Tommy Castro należał do grupy tych wykonawców u których doceniałem ich umiejętności, rzemiosło i talent jednak zupełnie nie pasowali mi repertuarowo. Bo nie da się ukryć że Castro jest dobrym wokalistą, niezłym gitarzystą i kompozytorem - po prostu ma ma swój rozpoznawalny styl. Jednak repertuarowo zupełnie do mnie nie trafiał. W pełnej akceptacji nie pomagał nawet fakt że mój ukochany Devil Blues ma w repertuarze dwa jego numery ("Lucky in Love", "High On The Hog"). Słuchając kolejny raz najnowszej płyty Castro czuję, że zaczynam go nawet lubić. Nie znaczy to wcale że ta najnowsza płyta jest jakaś szczególnie wyjątkowa. To Tommy Castro jakiego znamy z poprzednich płyt. Świetna sekcja dęta, ciekawe, takie stylowo-oldscholowo-niedzisiejsze aranże, piękny Hammond w tle i doskonale rozpoznawalny, lekko zachrypnięty głos lidera. Płyta bardzo podobna do albumu „Painkiller” z 2007 roku za którą przecież otrzymał nagrodę Blues Music Awards (chociaż może jakby troszkę "jaśniejsza" i radośniejsza). Stylistycznie mało tu bluesa (najbardziej bluesowy to "Backup Plan”), za to sporo soulowo-funkowo-rytm&bluesowych klimatów. Jest też żywiołowy rock’n’roll ("Make It Back To Memphis"). Repertuarowo kompozycje własne i covery (m.in. Boba Dylana, Wilsona Picketta).
Warto zaznaczyć że jest to pierwsza płyta nagrana dla wytwórni Alligator.
Moja ocena : 9/10

John Mayall - Tough
57 studyjny album w dorobku 76 letniego "ojca chrzestnego białego bluesa". Mam do Mayala bardzo osobisty stosunek. Oczywiście głównie przez jego olbrzymi dorobek ale i to że jest on jedną z niewielu takich prawdziwych bluesowych gwiazd jakie miałem okazję osobiście widzieć i słyszeć. W 1980 byłem w Sali Kongresowej na jego pierwszym koncercie w Polsce. Chociaż jak pamiętam nie zachwycił mnie wtedy.
Nie jest to płyta wybitna, raczej średnia. Pomimo tego że zebrał wokół siebie świetnych, doświadczonych muzyków (gitarzysta Rocky Athas regularnie wydaje płyty pod swoim nazwiskiem) całość nie zachwyca. Nie da się ukryć że w głosie Mayalla słychać te jego 76 lat (że tak oględnie napiszę). Kompozycje raczej takie sobie, mało porywające. Chociaż fajnie brzmi "An Eye For An Eye" z Hammondem ala Booker T. Otwierający "Nothing To Do With Love" czy też "How Far Down" z mile dudniącym basem pełne groova. Ciekawostką jest "Playing With A Losing Band" którego początek brzmi prawie jak "Bridge To Better Days" Bonamassy - aż przetarłem uszy ze zdziwienia. Co prawda to tylko kilka akordów niemniej podobieństwo uderzające. Płytę przesłuchałem kilka razy (dopiero co wydana) i za każdym razem mam inne , dość sprzeczne odczucia. Raz mi się podoba, innym razem zupełnie nie. Jednym słowem mieszane odczucia.
Moja ocena : 6/10
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: RafałS » stycznia 5, 2010, 11:34 am

karambol pisze:John Mayall - Tough
57 studyjny album w dorobku 76 letniego "ojca chrzestnego białego bluesa". Mam do Mayala bardzo osobisty stosunek. Oczywiście głównie przez jego olbrzymi dorobek ale i to że jest on jedną z niewielu takich prawdziwych bluesowych gwiazd jakie miałem okazję osobiście widzieć i słyszeć. W 1980 byłem w Sali Kongresowej na jego pierwszym koncercie w Polsce. Chociaż jak pamiętam nie zachwycił mnie wtedy.
Nie jest to płyta wybitna, raczej średnia. Pomimo tego że zebrał wokół siebie świetnych, doświadczonych muzyków (gitarzysta Rocky Athas regularnie wydaje płyty pod swoim nazwiskiem) całość nie zachwyca. Nie da się ukryć że w głosie Mayalla słychać te jego 76 lat (że tak oględnie napiszę). Kompozycje raczej takie sobie, mało porywające. Chociaż fajnie brzmi "An Eye For An Eye" z Hammondem ala Booker T. Otwierający "Nothing To Do With Love" czy też "How Far Down" z mile dudniącym basem pełne groova. Ciekawostką jest "Playing With A Losing Band" którego początek brzmi prawie jak "Bridge To Better Days" Bonamassy - aż przetarłem uszy ze zdziwienia. Co prawda to tylko kilka akordów niemniej podobieństwo uderzające. Płytę przesłuchałem kilka razy (dopiero co wydana) i za każdym razem mam inne , dość sprzeczne odczucia. Raz mi się podoba, innym razem zupełnie nie. Jednym słowem mieszane odczucia.
Moja ocena : 6/10


Chodziłem koło tej płyty, słuchałem fragmentów, odpuściłem. Moim zdaniem zmiana współpracowników mało trafiona. Mayall rozwiązał Bluesbreakersów, bo nie miał już dość siły na długie trasy koncertowe i nie był w stanie tej grupy utrzymać. A szkoda. Rocky Athas to świetny gitarzysta (bardzo mi się podobał np. na ostatniej płycie Buddy Milesa - Blues Berries) ale gra troszeczkę ostrzej. Brzmienie poprzedniego skłądu było bardziej miękkie i ciepłe i lepiej moim zdaniem pasowało do coraz starszego Mayalla - maskowało jego wiek. A mocniejsza gra Athasa słabości Mayalla obnaża, takie granie wymaga moim zdaniem mocniejszego, energetycznego wokalu. Poza tym, stary skład grał ze sobą już długo i panowie rozumieli się jak łyse konie, naprawdę lubiłem ich słuchać.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm


nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Newsy

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 390 gości