Uwaga. Kolejna część
Z tym niebieskim to muszę przyznać, że też są jaja. Na początku, kiedy dowiedziałem się, że mam robić za „Niebieskiego Buddę” pomyślałem sobie, spoko. Pomalują mi pysk i ręce, może trochę klaty i będzie. Ale jak się okazało, że mam być niebieski all inclusiv, to zrobiło się jeszcze weselej. Najpierw zastanawiałem się czym mnie będą malować, bo chyba nie cieniami do powiek. Sprawa rozwiązała się błyskawicznie i stanęło na tym, że kwestia mojego malowania jest wypisz wymaluj ( nomen omen) identyczna jak malowanie samochodu. Po prostu wjeżdżam do wykafelkowanej łazienki jak do lakierni samochodowej. Koleżanka w ochronnej masce i zabezpieczoną resztą ciała ( ale jakiego ciała!!!!! Mniamm.........) z zestawem specjalistycznych sprayów stoi w pogotowiu. Ja zabezpieczam wszelkie otwory w ciele od pasa w górę ( na dole mam gacie) łącznie z przestrzelinami. I przystępujemy do etapu lakierowania karoserii. Na szczęście nie wymagam jeszcze drapania z rdzy, szpachlowania i szlifowania. Pod tym względem jestem lepszy niż mój Opel. No i farba nie wymaga wypalania. Jedynie zabezpieczamy kolorek taką fiksatywą, żeby się lepiej trzymał i Avatar jak malowany. Pytają się niekiedy jak się czuję w tym kamuflażu. Generalnie spoko. Problem polega na tym, ze dziewczyny nie chcą się za bardzo do mnie przytulać i całować. I to jest strata wielka. Nie to żeby się brzydziły, bo zainteresowanie wykazują spore. Ale jak to dziewczyny. Boją się, że się ubrudzą. Poza tym jest super. Nawet o tym nie myślę. Poza tym niezmiernie miło jest wywoływać ogólne zainteresowanie. Zdarzyło mi się kilka razy ( w zasadzie rzadko się nie zdarza) wyjść po spektaklu in blue. Nawet nie to, że dla jaj. Prozaicznie. W teatrze niekiedy brakuje ciepłej wody w natryskach, więc jadę taki niebieski do domu i tam sobie włażę pod natrysk. Dwie godzinki i jestem czyściutki. Poza tym uważam, że w niebieskim kolorze jest mi do twarzy. Zwłaszcza na twarzy. Więc chodzę sobie taki. Także niekiedy na imprezy. Także w centrum Katowic. I spoko. Oczywiście sensacja na początku jest ogromna, ale później wszystko wraca do normy. I niech mi ktoś powie, że nasze społeczeństwo jest nietolerancyjne. Niekiedy są także powody do śmiechu. Raz jeden brakło mi paliwa - gazu w zbiorniku i dylemat. Jak tu wjechać na stację paliwową? Cóż z tego, ze mam kasę jak jestem pomalowany. Na szczęście miałem jeszcze benzynę i postanowiłem jechać na automatyczną stację. A że było dość późno mogłem się spodziewać, że nikogo na niej nie zastanę. Tak też i było. Podjechałem, zapakowałem banknoty tam gdzie powinienem, zaczynam lać paliwo i nagle z drugiej strony dystrybutora podjechał samochód. Kurna. Cztery stanowiska puste, a ten musiał podjechać do mojego. Ale kij mu w buty. Gościu podjechał, otworzył drzwi i już miał wysiadać, ale spojrzał na mnie. Zawahał się na chwilę. Spojrzał na ręce. Też niebieskie. Zamknął drzwi i odjechał. Swoją drogą ciekaw jestem jaka byłaby reakcja na normalnej stacji benzynowej. Będę musiał sprawdzić. Lubie takie zabawy. Notabene kiedyś, dawno temu w trakcie kręcenia jednego z odcinków programu „Sensacje XX wieku” bodajże o historii rakiet V-2. W Chorzowie, w ruinach byłej huty Kościuszko.Tuz przed wieczorem zabrakło nam papierosów. Kto pali , ten wie jaka to męczarnia kiedy braknie fajek, a wokół echo. Nie ma gdzie kupić. Ja wtedy grałem oficera Luftwaffe. Ubrany byłem w gustowny mundur z wszystkimi szczegółami, łącznie z atrapą pistoletu w kaburze. Ale ja wtedy byłem szczupły. Męczyliśmy sie z kolegą kierowcą -właścicielem Kubelwagena ( taka wojskowa wersja Volkswagena często widywana na filmach o wojnie), którego także skręcało bez fajek. Wytrzymaliśmy godzinę. Końca zdjęć nie widać. Mówię do kolegi. Nie zdzierżymy. Jedziemy po fajki na stację benzynową. Ale problem w tym, że trzeba by się przebrać. Eeeee....tam będziemy się przebierać powiedziałem. Tak pojedziemy tylko spytam Bogusia czy można. I spytałem. Boguś spojrzał, uśmiechnął się dziwnie i stwierdził.
- Jasne, tylko pośpieszcie się.
No to my tym Kubelwagenem w mundurach myk na stację S......il w Chorzowie. Podjechaliśmy. Wysiadłem, poprawiłem mundur. Weszłem do środka i podeszłem do lady.
–Guten abend. Cigareten bitte. Marlboro. Zwei packen.
Gościa zesztywniło w sekundzie. Pierwszy raz w życiu widziałem jak komuś kopara do lady opadła. Podał fajki dalej gapiąc się jak w obrazek . Bez słowa.
- Danke. Wie viel zahle ich?
Zapłaciłem
- Auf Wiedersehen.
I wyszedłem Nie wiem co się później działo na stacji, bo jak gdyby nigdy nic odjechaliśmy odprowadzeni zszokowanym wzrokiem przez gościa i paru klientów, którzy w międzyczasie weszli na stację.
To się nazywa wejście smoka. Oczywiście musieliśmy zdać relacje całej ekipie. Prawie sie posikali ze śmiechu.
Ale wróćmy do Buddy in blue’s. Zdarzył mi sie podobny przypadek w jednej z knajpek katowickich. Byliśmy po spektaklu całą ekipą tzn. we czworo. Oczywiście zrazu wzbudziłem zainteresowanie, ale tylko przez moment, później już tylko dyskretnie zerkali na mnie. Tylko dwie takie laski siedzące tuz obok ciągle się gapiły i podśmichujki sobie robiły. Coś tam ciągle szeptały sobie na ucho. No niezłą polewkę miały. W końcu jedna się odważyła i zapytała czy mogą sobie zrobić ze mną zdjęcie. Reszta ekipy akurat poszła coś zamawiać do picia. Zostałem więc sam z laskami. Spoko mówię. Nie ma sprawy. Oczywiście myknęły sobie po sweetfoci. Ale jedną dręczyło i dręczyło
- Ale dlaczego jest pan niebieski. Skąd Pan pochodzi.
Ja na to bez wahania
- Z Nowej Zelandii
Ona.
- Poważnie?
Ja
- Jak najbardziej
Ona
- Ale przecież nie ma niebieskich murzynów
Ja
- Ooooo..... I tu się Pani myli. Jest jedna grupa Maorysów, która nie wiadomo dlaczego w skórze ma niebieski pigment zamiast brązowego lub czarnego.
Ona
- Ale świetnie Pan mówi po Polsku.
Ja. Ledwie wytrzymując, aby sie nie roześmiać.
- Moja babiczka pohazi z Chrzanowa.
Ona
-Ale Pan żartuje. Prawda? Naprawdę cały Pan jest niebieski?
Ja
- Nie. Nie żartuję. Cały.
Oczywiście pomalowany byłem cały aż do pasa. Jedynie wewnętrzne strony dłoni miałem nie pomalowane. To tak, żeby móc co zjeść, zapalić.
-Udowodnić Pani?
I podniosłem do góry koszulkę pokazując fragment niebieskiego brzucha.
Ona
- Cały niebieski. Ale jaja.
Ja
- Też niebieskie. Pokazać?
Spłoszona
- Nie. Nie trzeba. Ale numer. Ale poważnie. Czy Pan żartuje.
Ja ze stoickim spokojem.
- Nie żartuję. Całkiem poważnie
Laski podziękowały. W międzyczasie przyszli koledzy i koleżanka z piwem.
Za chwilę laski wyszły. Pożegnały się. Na koniec rzuciły
- Jest Pan super.
Podziękowałem
Po ich wyjściu opowiedziałem to ekipie. Laliśmy ze śmiechu przez resztę wieczoru.
Jak widać są i zabawne aspekty mojej przemiany. Poza tym uwielbiam zabawę i jeśli tylko nadarza się okazja, żeby się pośmiać, najlepiej czyimś kosztem, nie przegapię jej.
Oczywiście cdn. Niebawem