Hejka. znowu troszkę to trwało,
ale znów zarabiałem na kieliszek chleba.
Wybaczcie.
Czas, by się zająć poszczególnymi odtwarzaczami głównych ról ( w tym spektaklu są same główne
). Zacznijmy jazdę po kolei czyli PKP (po kolei proszę). Kolej naszą zjeździli juz chyba wszyscy nie zostawiając na niej suchej nitki, więc ja się ograniczę jedynie do sceny teatralnej i osób na niej sterczących. Nadmieniam jednocześnie iż otrzymałem zgodę od wszystkich uczestników realizacji "Skazany na bluesa", na przedstawienie ich profili w mój perfidny i wyrafinowany acz pełen humoru sposób na tym forum i gdzie tylko.
Ufają mi. Ciekawe dlaczego.
Tomek czyli Rysiek. Tomasz Kowalski dla przyjaciół "Kowal". Nazwisko popularne wielce ( na każdej skrzynce pocztowej można przeczytać) w naszem kraju. Osoba......... coraz bardziej. O Tomku jako koledze powiem niewiele, za to konkretnie. Jest cool. Bardzo skromny, sympatyczny człowiek znający jednak swoją wartość, której nominału nie będę cyfrowo przytaczał, albowiem jest to tylko i wyłącznie jego sprawa.
Skupię sie na wartości artystycznej, a ta jest nie do wyceny. Na casting do "Skazanego" prawie go wykopali, żeby sie po domu nie szwędał. Wiecie jak to jest. Kobieta w ciąży zaawansowanej ( Kasia ma na imię
i jest bardzo miła i ładna), muzeum w domu ( o tym za chwilę) a ten się pęta jak smród po gaciach. Nawet koledzy z zespołu FBB mieli go już dość
. Pojechał więc na casting i........................... wygrał w cuglach. Z relacji osób kwalifikujących wiem, że jako jedyny z wszystkich chętnych potrafił i zaśpiewać i znaleźć się na scenie. No, bo inni, to nie. Jak śpiewali ładnie, to nie mówili. Jak mówili, to lepiej żeby nie śpiewali. Na ile nie było z czego wybierać świadczy fakt, że casting organizowano po dwakroć. A on proszę, i jedno i drugie. Takie "Wash & go". Przyjechał, zaśpiewał i...... powalił na kolana konkurencję. No ale jak się jest laureatem "Must By The Music" cy cuś tam.................., to dla mnie jeszcze o niczym nie świadczy. Jednakże Tomek pokazał, że tym razem Jury nie było niedokształcone. Na chwilę obecną Tomek jest już ojcem synka "Eryka" . Mama i Eryk mają się dobrze. Tomek mniej
W sprawie muzeum. Trzeba przyznać, że chłopak ma genetycznie zaprogramowane pogięcie artystyczne. Jego dom rodzinny znajdujący się w miejscowości Marcinowo, niedaleko Wrocławia jest zarazem pełnoprawnym muzeum rodzinnym. Cała jego rodzina z zapałem i systematycznością od pokoleń kultywuje polskie tradycje. W całej rozciągłości. Od historycznych do ludowych. Najwyższy szacunek im się za to należy. Notabene zostałem osobiście zaproszony do Marcinowa.
Wróćmy jednak na scenę spektaklu. W rolę Ryśka Riedla wcielił się jak w swoją. Jest to zdanie ewidentne całego zespołu, wraz z reżyserem, Dyrektorem Teatru Śląskiego oraz wszystkich, którzy uczestniczyli w powstawaniu "Skazanego". Mało tego. Nawet Sebastian, syn Ryśka stwierdził, że jest świetny w roli jego ojca. Podobne zdanie mieli członkowie zespołu "Dżem". Nie będę opisywał w szczegółach tego co robi na scenie. To trzeba po prostu zobaczyć ponieważ żadne słowa nie oddadzą tych emocji, tego klimatu stworzonego dzięki jego talentowi. Wystarczy, że napiszę, iż bez niego spektakl w zasadzie nie istnieje. Był w stanie stworzyć postać konkurencyjną dla postaci kreowanych przez zawodowych i to dobrych aktorów. Aaaaaa....... i ma jeszcze jedna zaletę. Potrafi grać ciałem. Nie jest jedynie kołkiem, który postawiono na scenie. Jeden z licznych przykładów. Padaczka (w oryginale efekt przedawkowania) odegrana przez niego na scenie jest tak sugestywna, że początkowo myśleliśmy iż coś mu na serio szwankuje. Takich sytuacji jest całe mnóstwo. Jak choćby sytuacja w której siedzę sobie w kulisach zwarty i gotowy patrząc co ten wyczynia na scenie i widzę, że coś jest nie halo. Nie żeby tekstczy ruch. Patrzy na mnie dyskretnie i kombinuje wyginając sie jak żydowski paragraf jednocześnie odgrywając cały ten dramat ze sztuki. Dosłownie po chwili zajarzyłem o co biega. Gościu ewidentnie dał do zrozumienia , że mu w gardle wyschło, a za chwilę ma śpiewać. Na szczęście za moment miał zejść w kulisę, tylko po to żeby wyjść w innym miejscu. I ta chwila wystarczyła, abym mu podał butelkę z mineralną. Po spektaklu mieliśmy ubaw po pachy. Ale takie przypadki mówią same za siebie. I tu się kłania najważniejsze. To, co przynajmniej ja sobie cenię u ludzi najbardziej. Poczucie humoru. Jest w stanie rzucić z nienacka na scenie, w czasie spektaklu takie hasło, które nas gotuje i w zasadzie trudno się powstrzymać od śmiechu, a jednocześnie jest to tak wkomponowane w tekst, że ludziska myślą iż tak miało być. To wielka sztuka i niejeden zawodowy aktor nie pozwala sobie na takie publiczne fiki-miki na scenie. A wszystko to, ot tak z natury. Zdolna bestia I fajny kolo przy okazji. Ma jedną jedyną ( jak na razie ) wadę. Mieszka za daleko i z tego powodu widujemy się jedynie przy okazji grania "Skazanego". A szkoda. Bo to także niezły kompan na muzyczne i nie tylko imprezy.