posener pisze:Parę by się znalazło, ale nie o to chodzi. Zastanawiałem się nad tym i juz pisałem, że wydaje mi się, iż Page nie chce grać tych numerów ciągle tak samo i w związku z tym w solówkach jest sporo elementu improwizacji. On po prostu usiłuje wydusić z tych kawałków ciągle coś nowego. Pal licho solówki, najważniejsze jest to co daje zespołowi i kompozycji. On tą swoją orkiestracją partii studyjnych ustawia sobie niesamowicie wysoko poprzeczkę w sytuacjach live. Nie może tego odegrać sam, więc siłą rzeczy to co gra live jest jakimś kompromisem wobec studyjnych wersji. To jest JEGO muzyka i bez niego nie ma mowy aby zabrzmiała z taką siłą.
Na podstawie zapowiedzi z książki, która ukaże się w tym tygodniu: "Światło i cień. Jimmy Page w rozmowach" chcę dodać, że to był pierwszy raz w historii (Celebration Day), gdy Jimmy odegrał jota w jotę solówkę z Stairway To Heaven, dokładnie taką jak na płycie. Dlaczego? Ponieważ ta muzyka jest żywa i ciągle się zmienia. Page nigdy nie szedł na łatwiznę, mówiąc, że chcę udowodnić wszystkim, którzy myślą, że dźwięków ze studia nie idzie przenieść na koncert.