Wywiad z JJ Milteau

Zapraszamy redaktorów mediów (około)bluesowych - i nie tylko - do publikowania w tym miejscu wywiadów przeprowadzonych z artystami i postaciami kultury bluesa.

Moderator: mods

Wywiad z JJ Milteau

Postautor: lauderdale » grudnia 15, 2007, 8:01 pm

18-go lutego 1999 Benoit Felten przeprowadzil wywiad z JJ Milteau.
Na stronie Planet Harmonica mozna go znalezc w wersji angielskiej.
Istnieje rowniez oryginal w jezyku francuskim jednak nie staralem sie do niego dotrzec. :)
Jestem goracym wielbicielem tego muzyka a poniewaz wiem , ze nie jedynym na tym forum postanowilem przetlumaczyc te ciekawa rozmowe jako swego rodzaju prezent swiateczny dla jego wielbicieli.

CZESC 1

W polskiej wersji wywiadu nie uwzględniono fragmentów dźwiękowych.
Luty 18, 1999 Paryż.

Benoit Felten: We Francji jesteś jednym z instrumentalistow z najdłuższym stażem.

Jean-Jeacques Milteau: Protoplasta.

BF: Kiedy spoglądasz w przeszłość 30 lat temu gdy zaczynałeś, co się zmieniło?

JJM: Wszystko! Dziś rano spotkałem starego znajomego, który gra na banjo i wspomniał mi ,że ma jakieś poważne problemy z komputerem...Nawet nie myśleliśmy, gdy zaczynaliśmy grać , że komputery bedakiedyś dla nas użyteczne...Myślę ,że wszystko zmieniło się radykalnie.
Gdy zaczynaliśmy byliśmy na końcu stulecia, teraz jesteśmy na początku nowego.

BF: Czy sposób w jaki ludzie odbierają harmonijkę i muzykę graną na niej ewoluował?

JJM: Trudno o jednoznaczna odpowiedź... Myślę , że percepcja zależy od tego czy muzyk grajacy na harmonijce ma coś wystarczajaco interesujacego do przekazania.
Mówi się , że harmonijka już nigdy nie będzie tym czym była na początku, instrumentem związanym z pewną klasą społeczną czy grupą wiekową. Dla dzieciaków był to zwykle pierwszy instrument.
A w nawiązaniu do bluesa był to instrument grupy społecznej, był to najtańszy instrument na którym można było grać dlugie dzwięki. Sposó w jaki czarni wykorzystywali ją socjalnie jest częscią historii wieku i nigdy już nie będzie tak samo.

Myślę, że harmonijka więcej zyskała czerpiąc z generalnego wizerunku bluesa niż dzięki harmonijkarzom i możliwościom jakie mieli by propagować swoją muzykę.
Musimy być realistami... harmonijkarze bluesowi nie są generalnie sławnymi ludzmi... Ale blues jako całość ma pozytywny image, a fakt , że ludzie tacy jak Mick Jagger czy Brian Jones zagrali parę dźwięków na harmonijce rzucił relatywnie pozytywne światło na ten instrument.To co dzieje się teraz nie będzie zależało od tego jak dobrzy są muzycy tylko od tego jak dobre są ich produkcje i bardzo są odkrywczy.

BF:Myslisz, że ich wizerunek będzie zalezał bardziej od tego czy będzie zapotrzebowanie na ich muzykę niż od samej muzyki?

JJM: W kazdej działalności artystycznej , sukces nie jest miarą tego co masz do powiedzania, lecz
raczej tego jak to mówisz. Tak samo jest z harmonijką; wierzę, że płyta harmonijkowa musi być tak samo przekonujaca jak płyta saksofonowa czy nawet wokalna. To jest siła napędowa. Jeżeli tak nie będzie to harmonijka stanie się instrumentem zapomnianym. Jest to prawdą nie tylko w przypadku harmonijki; jestem przekonany ,że z biegiem czasu coraz więcej i więcej instrumentów stanie się rzadkością , będą całkowicie przestarzale.

BF: W tym kontekście, jak widzisz wpływ powiedzmy Johna Poppera , na popularność instrumentu.

JJM: Bardzo pozytywnie! W dowolnym przypadku, jeżeli ktoś gra dobrze i jest dobrze promowany an płytach i na scenie to sprawia, że część ludzi chce grać. Nie ma co do tego wątpliwości. To jest nadzwyczaj korzystne. Myślę tak ; to co muzycy grający na harmonijce porafią zrobić z instrumentem, będzie miało wpływ na ewolucję tegoż instrumentu.
Ale myśle, że stanie się to bardziej na poziomie wizerunku, niż poprzez muzykę samą w sobie.
Harmonijka jest instrumentem , który sprawia ,że marzysz. Ja odbieram fortepian czy saxofon jako instrumenty w szerokim tego słowa znaczeniu introwertyczne: ich kluczowa charakterystyka wynika z muzyki. W przypadku harmonijki jest to wyobraźnia raczej niż możliwości muzyczne. Harmonijka nigdy nie będzie saxofonem , skrzypcami czy fortepianem. Ale ma specyficzne brzmienie i jest wyjątkowa pod względem historycznym. Tak to odbieram i myślę, że większość tak to widzi.

BF: Z tym , że rownolegle niektórzy muzycy wykorzystują instrument w sposób którego nie wyobrażano sobie dwadzieścia lat temu. Np. Howard Levy i jego arabski jazz z Rabih Abu Khalil...
Czy nie myślisz , że tego typu podejście stanie się domeną niewielkiej grupy wykonawców robiących „dziwne rzeczy”.

JJM: Myśle ,że jest w tym coś więcej. Wielu ludzi pociaga takie wyzwanie. Pytanie tylko co z tego wyniknie. Czy będzie na to zapotrzebowanie. Czy Howard Levy ( lub inny instrumentalista tego rodzaju) wyda coś co sprawi ,że ludzie powiedzą : „ o tak się gra na harmonijce”. Ponieważ koniec końcow to jest tak: Gdy Steve Wonder gra „Isn't she lovely” ludzie myślą : „to jest to jeśli chodzi o granie na harmonijce”. Dalej gdy Sonny Terry gra” Lost John” albo Sonny Boy Williamson gra cokolwiek : jest to w jakiś sposób oczywiste. Natomiast gdy Howard gra muzykę arabską to nie jestem pewien czy ludzie odbieraja to jako taka oczywistość. Zacznijmy od tego,że większość z nich nie wie nawet, że to harmonijka. ( śmiech). A tak poważnie , to myślę , że pomimo nadzwyczajenego talentu i muzykalności Howarda, dla większości słuchaczy to po prostu dziwactwo.

BF: Rozumiem co masz na myśli. Ludzie nie będą automatycznie kojarzyli tego co gra Howard z muzyką arabską.

JJM: Nie będą także tego kojarzyli z harmonijką, czyli będzie to dotyczyło marginalnej części słuchaczy. I nie ma krytycyzmu w tym co mówię: Głęboko podziwiam to co robią Olivier Ker-Ourio, Howard Levy czy inni innowatorzy , ale to jest moja odpowiedź na Twoje pytanie o przyszłość harmonijki jako instrumentu: nie sądzę aby to był kierunek w którym to będzie się rozwijać.

BF: Czy myślisz , że będzie się to działo poprzez style muzyczne które są bardziej popularne lub będą popularne w przyszłosci?

JJM: Tak. Jeżeli będzie się rozwijać. Teraz miej na uwadze ,że harmonijka byla instrumentem ery przemysłowej, teraz mamy erę komputerów, być może jej czas już minął.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 15, 2007, 8:56 pm

CZĘŚĆ 2
BF: Powróćmy trochę znowu do Ciebie. Czy możesz nam opowiedzieć jak to się stało ,że zacząłeś grać na harmonijce.

JJM: Dokładnie tak jak już kiedyś wspominałem: goście tacy jak Brian Jones ze Stonsami, czy Bob Dylan ze swoim uchwytem do harmonijki na szyji grali tu i ówdzie. Miałem przyjaciół w śerdniej szkole z których jeden grał na harmonijce ( prawdę mówiąc całkiem nieźle ). Kiedy jesteś nastolatkiem chcesz się przyłaczyć do działalności „plemiennej”, tak więc kupiłem harmonijkę i oczywiście była nie taka jak trzeba na początek, ponieważ był to harmonijka tremolo.
Któregoś dnia na okładce płyty Dylana zobaczyłem w jego uchwycie wyraźnie Marine Band i zacząłem jej szukać. W tamtych czasach w Europie nazywała się ona Super Vamper. Kupiłem jedną ,bawiłem się nią trochę i zastanawiałem się jak do diabła można na tym grać.
W końcu przeczytałem artkuł w którym Hugues Auffray ( francuski wokalista folkowy ) mówił, że sekret Dylana polegał na tym, że wciągał on powietrze zamiast dmuchać po to by uzyskać brzmienie bluesowe. Spróbowałem tego i tak to się zaczęło.
Na początku miałem wrażenie, że to jest taki podrzędny instrument. Dylan co prawda grał na nim jednak jego głownym instrumentem byla gitara. Nie myślałem, że mogą być utwory napisane na harmonijkę czy, że jakiś zespół mógłby potrzebować harmonijkarza. Dla mnie , na harmonijce grało się dla zabawy. Wciąż w to wierzę ( śmiech ). A później krok po kroku odkryłem bluesa. Najpierw był to Sonny Terry. W latach 60-tych bardzo niewiele nagrań blusowych było dostępnych we Francji. Jedyne nagrane przez niego rzeczy można było znaleźć w Bibliotece Kongresu ( Library of Congress) wydane przez Folkways oraz trochę podobnych nagrań. Później znalazłem mojego pierwszego Sonny Boy Williamsona 2 , sławny „Real Folk Blues” który na zawsze pozostanie dla mnie jednym z największych albumów bluesowych. Była to kompilacja singli Chess, które Vogue wydał w tamtych czasach, dobra kompilacja. I tak to wszystko się zaczęło. Później grałem z zespole z przyjaciółmi, podróżowałem po Europie, Stanach Zjednoczonych i takie tam rzeczy. Gdy wyszedłem z wojska ( dopadli mnie gdy wróciłem z USA i wysłali prosto do Niemiec ) zacząłem grać znowu. Własciwie to kontynuowałem granie, jako ,że w Niemczech grałem z orkiestrą batalionową i było to całkiem zabawne...
BF: Sprawiłeś, że grali trochę bluesa?
JJM: Dokładnie tak! A potem kiedy wróciłem rozpocząłem sesje nagraniowe, jako, że było bardzo niewielu gości którzy grali na harmonijce w tym stylu, grali na chromatykach, ale nie było muzyków grających na diatonikach i nie bylo bluesa. To właśnie wtedy odkryłem Charlie McCoy'a i Little Walter'a. W trakcie podróży po Europie znalazłem nagrania i byly to dwie całkowite rewelacje. Z jednej strony facet który krecił bluesa naprawdę ciężko, Little Walter, który poruszył we mnie jakąś strunę przez pęd w swojej grze. Z drugiej, Charlie McCoy, bardzo precyzyjny we frazowaniu zarówno w balladach jak i szybkich kawałkach; pozwalało mi to rozwijać się w obu kierunkach.
BF: A Butterfield?
JJM: Oczywiście, pierwszy raz widziałem go gdy pojechałem do USA. To była harmonijka elektryczna , a ja w tamtych czasach znałem tylko akustyczną, także bardzo rockowo ukierunkowana. Jego album z 1965 był pierwszym albumem bluesowym którego kopii sprzedano ponad milion i to było bardzo interesujące. Później, rzeczą która naprawdę przekonała mnie do Butterfielda był podwójny longplay live ( nigdy nie wznowiony na CD ) który zawierał między innymi 10 minutową wersję „Everything's gonna be alright” i wspaniałą wersję „Born under a bad sign”. Naprawdę uwielbiałem to nagranie. To było ciekawe podejście do bluesa, wykraczajace daleko poza forme I/IV/V z ciekawym aranżem dęciaków. To był rdzaj funky, i to brało!
Były to także czasy, gdy J. Geils Band wydał „Whammer Jammer” , wczesne lata 70-te, a to znaczyło jeszcze więcej rzeczy nad którymi można było pracować. Gdy już zebrałeś w całość elementy czystego bluesa czy country, nagle pojawiają się ci dwaj faceci którzy grają elektrycznie i w bardzo specyficznym stylu. Butterfield był bardzo liryczny, z pięknym silnym wibratem, opartym na Little Walterze, z długimi ciągłymi nutami, dużo wibrata i feelingu. Magic Dick był jego przeciwieństwem; bardzo suchy atak, perkusyjny i precyzyjny rytmicznie. Wszystko to było bardzo interesujace i miało wielki wpływ na moją grę. Upłynęła dekada zanim przyswoiłem sobie to wszystko.
BF: Czy to dlatego Twoje wczesne nagrania mają takie elektryczne brzmienie?
JJM: Prawdopodobnie. Moje brzmienie było bardzo nerwowe, ze złością nawet... wiesz jak to jest kiedy jesteś młody! (śmiech) Ale w latach siedemdziesiątych widziałem także Nortona Buffalo na scenie. Miał tourne z „ Commander Cody and The Lost Planet Airmen”. Ci faceci zasuwali muzykę country and western, rodzaj muzyki drugiego gatunku jednak ależ oni grali! To byli nieprzeciętni muzycy: Bobby Black grał na pedal steel guitar ( rodzaj gitary hawajskiej używanej w muzyce country), Andy Stein na skrzypcach i saxofonie, a Norton Buffalo grał na harmonijce puzonie i śpiewał. Rozpoczynali swoje występy od utworu-sygnału który napisał Norton Buffalo ( „Battle of New Orleans”). Ten kawałek naprawdę mnie powalił. Gość miał energię i frazowanie które naprawdę mnie zadziwiały. Zacząłem szukać jego nagrań. Pod koniec dekady wyprodukował trochę interesujących rzeczy, jak „Lovin' in the Valley of the Moon”. Niektóre z tych rzeczy były dziwne i niekoniecznie odpowiadał moim upodobaniom, ale wszystko to było dużym wyzwaniem i było nowe. Ten facet miał nieprzeciętne pomysły tak jak w sławnym refrenie z „Runway” z Bonnie Rait użył czterech różnych harmonijek w bardzo inteligentny sposób. Jest jednym z instrumentalistów którzy wiele dla mnie znaczą.
W tym samym czasie zacząłem widywać na scenie bluesmanów których dotąd nie miałem okazji widzieć. Sonny Terry w Nowym Jorku naprawdę mnie zaszokował. Widzieć jak Brownie i Sonny wchodza na scenę na początek: „wiódł ślepy kulawego”! Żona Sonny'iego Terry siedziała zaraz za nami.
W pewnym momencie Sonny zaczyna śpiewać bluesa , a jego żona wyjmuje chusteczkę i zaczyna płakać. I zaczynasz myśleć „ jakie to prawdziwe” autentyczne jak tylko można. To co słyszałem jako nagrania to nie było udawane!W tym było prawdziwe życie, prawdziwy charakter. A Sonny był tym który grał głównie, praktycznie robił rytm. Sonny grał (przykład 1) a Brownie dopeniał na gitarze. Sonny by oddalony od mikrofonu ( przykład 2) jakieś 5 cali (~12,5cm). Ten niesamowity meżczyzna grał rzeczy jak ( przykład3) z szeroka gestykulacją, bardzo interesującą teatralnie, a jego żona przeżywała to we łzach ponieważ prawdopodobnie dotyczyło to ich życia; to było naprawdę coś... Nie chcę popadać w tani melodramat, ale muszę przyznać ,że byłem prawdziwie wzruszony.
I jeszcze o łzach. Gdy po raz pierwszy widziałem „American Folk Blues Festival” w Paryżu, przedstawienie rozpoczął w głębi sceny Whispering Smith grajac bluesową frazę na harmonijce. To było w „Salle Playel” ( nic bluesowego w tym nie było) i było to całkiem oddalone. I nagle zacząłem płakać jak dziecko. Słyszałem te dzwięki i zacząłem płakać. Nie mogłem tego powstrzymać. Pobiegłem do przodu, żeby ich zobaczyć jak grają, a od tamtej pory niewiele słyszałem rzeczy tak poruszajacych.
BF: Śmieszne, że to mówisz: kiedy ja słucham nagrań AFBF i słyszę te „klasyczne” oklaski po każdej piosence to czuję wielką przepaść między wykonawcami a publicznością.
JJM: Prawdopodobnie było coś na rzeczy... ale jednocześnie musisz zrozumieć, że każdy podchodzi do bluesa inaczej. Istnieje sporo nieporozumień w odniesieniu do pozycji bluesa w jego relacjach z jazzem i rockiem. Jest taki mit , że jest tym „pradziadkiem”. Sam Muddy Waters śpiewa, że „ Blues miał dzieciaka, a nazwano go Rock 'n' Roll”; ja myślę ,że można na to spojrzeć inaczej... Istotną cechą charakterystyczną jazzu było zawsze adaptowanie modnych stylów muzycznych. Gdy jazz się rodził modny był blues, więc muzycy jazzowi czerpali nspirację z bluesa, ale później były to brodwayowskie musicale, muzyka latynoska po czym nastąpił powrót do bluesa w latach 50-tych w erze be-bopu. Z drugiej strony blues sam w sobie miał relatywną ciągłość aż do lat 60- tych, 70-tych. Po czym światem muzycznym zaczął rządzić pieniądz. Tzn. nie było tej swobody. Przedtem blues żył niezależnie od ekonomii. Co nie znaczy, że w wytwórniach takich jak Bluebird czy Chess nie chodziło o pieniądze. Jednak blues wciąż był od ekonomii niezależny. Już tak nie jest.
BF: Masz na myśli , że to trwało mimo że się nie sprzedawało?
JJM: Tak. Ludzie spotykali się w sobotni wieczór i dobrze się bawili, albo człowiek wędrował z gitarą i grał na rogu ulicy. Nie tylko jeśli chodzi o bluesa. Tak się działo z flamenco, muzyką kubańską itd. Muzyka żyła w społeczeństwie. Dzisiaj żyjemy w czasach, w systemie gdzie muzyka jest kontrolowana ekonomicznie co myślę nie jest zdrowe...
BF: Czy trudno jest zachować autentyzm gdy zdajesz sobie sprawę, że za tobą stoi pewien przymus i cała ta ekonomiczna maszyneria?
JJM: Autentyzm sam w sobie nie istnieje lub nic nie znaczy... Falszywy autentyzm to pijany facet który gra w barze i czołga się po podłodze, albo gość w kombinezonie, który gra schodząc z pola bawełny. To romantyzm dobry w taniej rozrywce. Prawdziwy autentyzm jest w dźwiękach ten facet gra. Albo cię to bierze albo nie; obojętnie czy jest to kierowca ciężarówki z Memphis czy sprzedawca zamków blyskawicznych w Mountauban ( miasto na południu Francji). Problem nie leży w charakterze postaci tylko w tym co on gra.
Ten dylemat ma zabawne konsekwencje na polu bluesa jako , że wielu ludzi zarówno producentów jak i muzyków doszukuje się cech charakterologicznych raczej niż muzycznych. I być może jedynym aspektem który rock 'n' roll tak naprawdę odziedziczył z bluesa jest ten, który dotyczy chęci pokazania się...



BF: Czyli w odwiecznej dyskusji biały blues / czarny blues stoisz twardo po stronie tych którzy twierdzą, że kolor skóry nie ma znaczenia. Istotne jest to co się gra?

JJM: Prawdę mówiąc, jestem purystą... Dla mnnie blues jako taki zatrzymał się we wczesnych latach siedemdziesiątych. Wtedy to populacja czarnych zaczęła go odrzucać i odchodzić w kierunku muzyki soul, co było calkiem zrozumiałe : mieli oni swoich wyjątkowych muzyków, gości którzy wykraczali daleko poza formę I/IV/V: Steve Wonder , George Benson, Billy Cobham, Stanley Clarke są niezwykłymi ludźmi którzy nie mieli jakiegoś szczególnego powodu by grać „ Travelin' Blues”...

To completnie zmieniło sposób w jaki odbierałem muzykę. Bardzo niewiele słucham bluesa który powstał w latach post-siedemdziesiątych. Uwielbiam stare rzeczy; Deford Bailey, Sonny Terry... Nie mówię, że mógłbym tego słuchać godzinami tylko, że to jest to czego słuchanie sprawia mi największą przyjemność. Każdego bluesa od początków fonografii do lat sześćdziesiątych po prostu kocham.
Później weszliśmy już w erę gdzie muzykę kontroluje ekonomia. To już nie jest to samo.

BF: Kiedy zaczynałeś grać, bardzo mało było rzeczy dostępnych na jej temat: nagrań, książek, artykułów itp. musiałeś tego szukać aktywnie. Czy odkryłeś jakichś „ nieznanych geniuszy”?

JJM: Kiedyś byli, teraz (....) ! Za wsze szokuje mnie gdy buszuję w internecie i widzę jaką wiedzą dysponują i jak precyzyjni są ludzie zajmujacy się harmonijką w dzisiejszych czasach. Wtedy, wszystko było czysto empiryczne zarówno muzyka jak i samo granie. Dla mnie wciąż tak jest.
Nie jestem zbyt techniczny ani w sposobie uczenia się ani w sposobie grania.

Kiedy słyszę o studiowaniu harmonijki, jestem bardzo zainteresowany, ale równocześnie zastanawiam się czy to nie zabija części jej uroku. To co kocham w tym instrumencie to jego wielka tajemniczość.
Nikt dokładnie nie wie jak jak to działa. Facet stojacy tuż przed tobą , słuchający nie rozumie jak to działa. Istnieje opowieść o gościu który otwierał dłonie Little Waltera żeby zobaczyć skąd wydobywa się „taki” dźwięk, albo o innym który chciał kupić harmonijkę Jamesa Cottona za 300 dolarów...
To jest jakiś rodzaj magii bo wszystko odbywa się wewnatrz ust, bo oddychamy muzyką i na koniec to z morfologii grającego pochodzi dźwięk. Kiedy zaczniesz to analizować minuta po minucie to jakby pornografia.

BF: Różnica między erotyzmem i pornografią ...

JJM: Sposób w jaki się to przedstawia... Bez poezji, marzenia to się staje czymś extremalnie technicznym: to jest overblow, to jest obniżenie... To oczywiście prawda. Wiele razy podczas zajęć studenci zadawali mi te pytania. Ale to co próbuję im przekazać, oprócz strony technicznej jest jakiś szczególny rodzaj ciepła...
Największą przyjemnością w życiu muzyka musi być z całą pewnością pierwszy utwór zagrany bezbłędnie. To jak pierwsza randka : kiedyś jeszcze zazna ogromnej przyjemności związanej z grą, ale to było najlepsze. Doprowadzanie do mistrzostwa tej niesamowitej rzeczy. Spostrzegam ,że harmonijce w dzisiejszych czasach brakuje poezji. Jest to prawdopodobnie związane z naszą erą hypertechnologii, sposób myślenia ludzi staje się bardziej specjalistyczny, specyficzny, precyzyjny...

BF: Chociaż tak samo dzieje się z innymi instrumentami. Pamiętam, że we wczesnych latach gitarzyści bluesowi zachowywali się paranoicznie jeśli w grę wchodziło „pokazywanie” swoich zagrywek, sposobu strojenia instrumentów itd.

JJM: Tylko często facet nie wiedział co właściwie zrobił! Odkrył coś i to stawało się jego sposobem na wyrażanie uczuć. Nie był wyspecjalizowany technicznie. I myślę że ta specjalizacja w jakiś sposób zabija muzykę. Mamy dzisiaj wirtuozów każdego instrumentu jednak muzycznie niewiele się dzieje.

W rozumieniu gry na harmonijce, jeśli zaczniesz od Willie Shade'a i Hammie Nixona przejdziesz do Sonny Boy'a pierwszego następnie do drugiego i Little Waltera to jest to swego rodzaju kontynuacja jeślichodzi o muzyków grających czystego bluesa ( Nie mówię o facetach jak Sonny Terry bo to raczej muzycy country czy folk) . Ta kontynuacja zmierza w dobrym kierunku. Każdy z muzyków rozwija w swojej grze sposób expresji. Gdy dochodzimy do Butterfielda wciąż wszystko jest w porzadku:
Rozwój następuje przez dęciaki , elektryfikację, stronę rockową ale wciąż jeszcze słychać kontynuację.
Jednak później zaczynasz się zastanawiać czy ekspresja, jakość artystyczna naprawdę zyskuje dzięki rozwojawi techniki gry na instrumencie...

Z drugiej strony faceci tacy jak John Popper wnieśli naprawdę coś wartościowego. On ma enrgię, coś naprawdę nowego i interesujacego. Nie chodzi tylko o technikę. Naprawdę podobał mi się ich pierwszy album. Tylko trochę się obawiam, że harmonijka zostanie skażona wirtuozerią jak gitara i ludzie w końcu się tym znudzą. Po pierwszym fragmencie jesteś poruszony, po wysłuchaniu całego utworu to staje się bardzo powtarzalne...

Rozmawialiśmy o tym z Gregiem ( Szłapczyński ) pewnego dnia słuchając w samochodzie Joshua Redmana w radiu. Zapytałem go: „Czy naprawdę myślisz, że zrobimy kiedys coś lepszego niż to?” Nawet jak byś był najlepszym harmonijkarzem na świecie, nigdy nie zbliżysz się do Coltrane'a albo Charlie Parkera na harmonijce... Nigdy! Będziesz szczęsliwy jak zagrasz ten czy inny fragment ale to nie wystarczy. A jeśli zaczniesz pszukiwać nowych rzeczy mówiąc: „ ten pomysł zapożyczyłem od tego gościa , ograłem to i teraz robię z tym coś innego” to ta interesująca część staje się elementem twojej kreacji artystycznej , ale nie wynika z faktu , ze grasz to akurat na harmonijce!

Wracając do początków tej rozmowy, harmonijka nie różni się od innych sposobów expresji jak malowanie, granie na gitarze, poezja czy cokolwiek; albo wyrażasz swoje własne emocje i ludzie będą okazywać zainteresowanie tym co robisz, a jeśli tego nie robisz to nie ma znaczenia jak dobry jesteś technicznie...
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: Janusz M. » grudnia 16, 2007, 1:00 pm

Rispekt i pełny szacun :D Jednocześnie apeluję do innych Forumowiczów o branie z Ciebie przykładu i wklejanie tekstów przetłumaczonych.Nie zakładajmy,że każdy Forumowicz zna perfect język angielski :wink:
Uchodzić za idiotę w oczach kretyna-rozkosz dla smakosza :-D
Janusz M.
bluesHealer
bluesHealer
 
Posty: 1159
Rejestracja: stycznia 13, 2005, 12:28 am
Lokalizacja: Sląsk

Postautor: lauderdale » grudnia 16, 2007, 3:57 pm

CZĘŚC 3



BF: Czy jednak nie jest coraz trudniej by oryginalnym?

JJM: Nie jestem pewny... W dzisiejszycz czasach muzyka cierpi na brak powanej artystycznej refleksji.
Gramy rzeczy w sposób bardzo konwencjonalny i zachwycamy się technicznym aspektem frazy. Techniczne podejście jest bardzo kuszące, ale czasem jest to robione w oderwaniu od jakiejkolwiek rafleksji nad „dlaczego” to robisz...
Cechy charakterystyczne harmonijki na przykład. Diatoniczna ma własciwie trzy kanały które brzmią naprawdę dobrze. I gównie jest to kanał trzeci nie ma co do tego wątpliwości. Jak tylko to osiągnąłeś, wiesz prawie wszystko co powinieneś wiedzieć o diatoniku. Lepiej jest myśleć, że harmonijka diatoniczna ma pewne właściwości i grasz wykorzystując jej specyficzność. Dźwięki wydobywane techniką overblow są także cześcią tego oczywiście, ale tylko wtedy gdy służą expresji w taki sposób w jaki wykorzystuje je Howard Levy. Jeśli są tylko sposobem na wydobywanie dźwięków to myślę, że chromatyk brzmi lepiej.

BF: Być może jednak ludzie rozwiną aspekt techniczny tak daleko, że odkryją co brzmi dobrze również w technice overblow...
JJM: Oczywiście mam nadzieję mając na względzie nasz ulubiony instrument.
Następnym ważnym aspektem jest przedstawienie. Zauważ jak obfita jest produkcja a czy jest tak samo z jej znaczeniem. Mówię tutaj głównie o nagraniach, na scenie to znowu coś innego. Kiedy nagrywasz CD to trochę jakbyś robił film, z tą różnicą ,że słuchacz będzie jej słuchał więcej niż jeden raz. Do jego słuchawek czy do pokoju musisz wnieść coś co sprawi, że będzie marzył, coś co przyciągnie go do brzegów twojej własnej ekspresji. To jest klucz. Mówisz mi , że to nagranie cię wzięło (Clint Hoover – Dream of the Serpent Dog - przyp. tłum.) To nie wirtuozeria czy tchnika, ale szczególna atmosfera , klimat i to ci się podoba. Facet bierze cie za rękę i wprowadza do swojego świata. Mogłbym powiedzieć, że ta produkcja jest udana. Wśród instrumentalistów, zwłaszcza tych najlepszych, którzy rozwijają instrument technicznie częsty jest brak umiejętności przekazywania refleksji.

cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: P.Szymański » grudnia 16, 2007, 7:33 pm

Bardzo ciekawie ten człowiek opowiada.
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: P.Szymański » grudnia 16, 2007, 7:35 pm

Czekam na ciag dalszy.
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: lauderdale » grudnia 16, 2007, 7:55 pm

CZĘŚĆ 4

BF: Mowiąc o technice... Odnoszę takie wrażenie, słuchając twoich starszych nagrań, że są bardziej błyskotliwe; szybkość gry i to wszystko jakoś zniknęło albo zostało znacznie stonowane w twoich aktualnych nagraniach. Czy to jest zamierzone czy po prostu jest wynikiem ewoluowania twojego sposobu odczuwania gry.

JJM: Nie potrzebuje tego tak bardzo... Przedtem, wyrażałem siebie za pomocą wielu nut ponieważ potrzebowałem wypełnieniea przestrzeni. Być może nie grałem tak dobrze; właściwie to wciąż nie gram zbyt dobrze (śmiech). Teraz mogę sobie pozwolić na to żeby zagrać jeden dźwięk, sprawić by zabrzmiał i zostawić po nim ciszę, nie przeszkadza mi to. Być tam i wypelniać przestrzeń to zbędne.

Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Wiek oczywiście : kiedy się starzejesz, nabierasz spokoju, zdajac sobie z tego sprawę lub nie i twoje brzmienie-ton staje się z czasem lepsze. Doświadczenie oznacza to, że potrzebujesz mniej wysiłku, mniej powietrza by uzyskać dobre brzmienie. Całkiem niedawno zacząłem lubić moje brzmienie. Przedtem , nienawidziłem go... słuchałem siebie i to było okropne...
No ostatnią rzeczą jest, że zaczynasz wyrażać siebie bardziej trzeżwo, to jest tak proste!
Jednak powiedzmy sobie, że mój nowy album będzie zawierał trochę „nerwowych” rzeczy również!

Widzisz dla mnie główną rzeczą jest pojęcie „groove” ( puls, rytmiczny pęd, porządek ). Według mnie jest to istotne dla każdego muzyka , a dla harmonijkarza o wiele bardziej ponieważ gra bardzo mało rytmu jako takiego, ma mniejsze zrozumienie rygoru rytmicznego w aranżacji i w związku z tym rzadko myśli o tym jak coś powinno być zaaranżowane. Kiedy Sonny Terry gra (...) , ma określony „groove”; to była pierwsza rzecz którąpkochałem w harmonijce... ta wyjątkowa wersja „Lost John” którą nagrał dla Biblikoteki Kongresu w 52-gim. Także timing Sonny Boy Wiliamsona (...) . On po prostu wie jak pozwolić muzyce oddychać ... to zgranie pulsu jego wibrata z tempem utworu. W tym samym tonie jest też poczucie rytmu Little Waltera. Kiedy zaczynał , miał spore kłopoty z wyczuciem rytmu. Możesz posłuchać jak daje ciała w „Juke” czy w innych kawałkach jak „ It ain't right”; czasem
Gra bluesa 11-to taktowego... i krok po kroku osiaga rodzaj mistrzostwa w panowaniu nad rytmem.
Miałem okazję być na scenie z perkusistą o nazwisku Steve Gadd gdy grał solo na perkusji. Spostrzegłem niesamowitą rzecz; ten facet brał czas w posiadanie. Ludzie którzy go słuchali zaczynali żyć w jego rytmie. I kiedy mówię rytm nie mam na myśli tylko tempa, on mógł skracać lub wydłużać czas. Stawał się mistrzem czasu. Zauważyłem, że wielcy muzycy byli mistrzami czasu, gdy grali umiejscawiając siebie w relacji do tempa, dynamiki itd. Jeśli zagłębisz się w jazz lat 60-tych ( jestem wielkim fanem takich muzyków jak Miles Davies, Chet Baker, Coltrane, Sonny Rollins wszystkich tych facetów...) dostrzeżesz, że maja oni sposób by przezwyciężyć czas i zapanować nad nim co jest niesamowite. Jako się rzekło, ja działam wciąż w sposób bardzo empiryczny... Uczciwie rzecz biorąc myślę, że harmonijka jest instrumentem dla luzaków. I taki byłem kiedy zaczynałem. Byłem królem pozerów (king of wankers – 'wanker' początkowo „ osoba masturbująca się” później obelga w ogólnym znaczeniu również ktoś kto się popisuje – przyp.tłum. Lauderdale. ) gdy byłem dzieciakiem i harmonijka pasowała do mnie jak ulał. Nigdy nie byłem w stanie pracować w sposób systematyczny. Zawsze uważałem skale i teorię za ekstremalnie nudne, nie mogłem nigdy tego robić. Myślę, że harmonijka jest instrumentem turystów.

BF: To było samobójstwo człowieku !


cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 16, 2007, 9:12 pm

CZĘŚĆ 5

JJM: Nie, trzeba to powiedzieć! Z tego się bierze cały urok harmonijki. To urok faceta ze szramą na twarzy! Niektórzy ludzie mówią mi : „ wiesz co powinniśmy z niej uczynić bardziej szlachewtny instrument, to nie jest tylko dziecięca zabawka.” a ja potwierdzam ponieważ nie chcę ich urazić, ale tak naprawdę myślę coś zupełnie przeciwnego. Olbrzymią szansą dla tego instrumentu jest to , iż jest to instrument piratów, jest nieprzewidywalny. To jest instrument kogoś, kogo nie stać na „prawdziwy” instrument, kogoś kto zawsze ma go przy sobie gdy inni nie mają nic ze sobą. Możesz wejśc na scenę z rękami w kieszeniach wywalić to na wierzch, zagrać cztery nuty i publika robi z podziwem „aaaaaa...”
(wow :) ). To jest to czym jest dla mnie harmonijka, jakimś elementem zaskoczenia. Co staje się nawet bardziej złożone gdy musisz zainteresować publiczność, i trzymać ją w napięciu w trakcie półtoragodzinnego występu. Najbardziej interesującym aspektem harmonijki jest spontaniczność i ten element codzienności. Masz ją zawsze przy sobie, a kiedy chcesz coś zagrać wyciągasz ją z kieszeni i grasz. Jak nie chcesz to zostawiasz ją w szufladzie, a po kilku dniach czujesz jakby ci czegoś brakowało i myślisz sobie : „ Nie grałem już pięć dni”. I wtedy bierzesz ją do ręki i to jest największa z przyjemności!

BF: OK , ale parłeś się innymi strojami ( w znaczeniu nastrojenia instrumentu -przyp. tłum) , dziwnymi rzeczami...

JJM: Oczywiście, że tak: po jakimś czasie zaczynasz się za czymś rozglądać , albo warjujesz. ( śmiech)
To dlatego doskonale rozumiem ludzi którzy pracują nad rozwojem harmonijki ustnej. Oczywiście przestrajałem stroiki, zakładałem valves ( „tłumiki” zwykle stosowane w harmonijkach chromatycznych, chociaż nie tylko – przyp. tłum.) itd. Ale dzisiaj to co lubię to ta naga, surowa strona tego instrumentu. „Marine Band” prosto ze sklepu to jest to... Oczywiście jak się stroik zawiesi to usuwasz tę usterkę, ale generalnie chodzi o to , że masz ją w kieszeni, wyciągasz i grasz. Wrażenie, że akord wibruje w twoich ustach, to piękne... Wiem, że to może rozczarowywać, ale tak włwśnie myślę...

BF: To była odpowiedź na moje następne pytanie. Używasz harmonijek prosto ze sklepu. Nigdy nie próbowałeś przerobionych ( customized) instrumentów, nie chciałeś grać na harmonijce Filisko ( jeden z najbardziej znanych i szanowanych „ poprawiaczy” fabrycznych harmonijek - przyp. tłum.) czy innej?

JJM: Gdybym któregoś dnia miał taką możliwość, czemu nie, ale gdybym miał jedną musiałbym kupić osim lub dziesięć następnych. Po co? Jeśli nie jestem dobry na scenie to nie będę ani trochę lepszy z Filisko...

BF: Oczywiście, że nie , ale to jak instrument reaguje może uczynić grę łatwiejszą, bardziej płynną, czy nie uważasz?

JJM: Jasne,że tak! Wybieram najlepsze z tych które mam. Jednak magia instrumentu wynika także z jego normalności. Magia bluesa polega na tym, że goście używali zajechanych gitar! Nie grali na gitarach za 5000 dolarów, ale ich brzmienie to było brzmienie bluesa. Brzmienie ich harmonijki to brzmienie Marine Band kupionej za dolara w Sears & Robuck ( aktualnie tylko Sears ; sieć sklepów z narzędziami, ciuchami itd. w USA i nie mają już harmonijek – przyp. tłum.). Oczywiście nie powstrzymuje cię to od szukania lepszego instrumentu czy innych rzeczy, ale trzeba zachować odpowiednią perspektywę.
I teraz , jeśli jesteś proszony o zagranie jakiejś szczególnej rzeczy, możesz się zastanawiać nad użyciem tej czy innej harmonijki czy stroju itd. ponieważ w takim przypadku jest refleksja, premedytacja nie ma tej spontaniczności, którą wspomniałem wcześniej. Jśli firmuję występ swoim nazwiskiem, upewniam się, że moje harmonijki są w dobrym stanie, ale oprócz tego wszystko jest spontaniczne, ponieważ taki jestem. Nie lubię zbytnio przygotowywać występów. Tak wolę.

cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 17, 2007, 3:25 pm

CZĘŚĆ 6

BF: A co z amplifikacją?

JJM: Z amplifikacją to jest interesująca sprawa. Gdy akompaniowałem wokalistom używałem wielu efektów. Od kiedy przeszedłem na przód sceny, zmieniło się. Zauważyłem ciekawe zjawisko: im mniej rzeczy pośredniczy pomiedzy tobą a publicznością tym lepiej. Kiedy gość widzi, że wyjmujesz harmonijkę i grasz, a dźwięk jest nawet bardziej „prawdziwie harmonijkowy” niż to sobie wyobrażał, jeżeli ma takie wrażenie, to już jest twój. To najlepszy sposób na przyciągnięcie jego uwagi.
To nie znaczy, że dźwięk wzmocniony nie działa... Ale myślę, że harmonijka przez wzmacniacz jest w jakiś sposób przeklęta. Albo może raczej podwójnie niezrozumiała. Jedna rzecz to harmonijkarz zawsze miewa problemy ze słyszeniem samego siebie. Inna to, że oni zawsze chcieli grać na gitarze (śmiech). Poza wszystkim to co zrobił Little Walter było tym co parę lat wcześniej zrobił Hendrix: wykorzystał wady amplifikacji by uzyskać szczególne brzmienie.
Tak naprawdę, jeżeli sprawia ci przyjemność osiem czy dwanaście taktów przesyconych wyróżniajacą się chropawym brzmieniem harmonijką to czymś innym jest wytrzymanie całego występu kogoś na scenie czyja harmonijka brzmi jak piła łańcuchowa. W takim przypadku trudno jest podsycać zainteresowanie, ponieważ trzeba ich , publiczność otoczyć twoją muzyką... Pijąca piwo męska populacja, może zostanie, ale możesz być całkiem pewny, że żeńska populacja nie podąży za tobą.
A jeśli one nie pójdą za tobą to gubisz połowę z tego bluesa. I to tę lepszą!
Wpływ na harmonijkę amplifikowaną miała niesolidniść wzmacniaczy i ich cena. Jak tylko w zespole pojawiał się gitarzysta elektryczny czy nawet gorzej, perkusista, harmonijkarz przestawał się słyszeć.
Tak, że wielu gości grało przez wzmacniacz: Sonny Boy I & II, Snooky Pryor. To była taka podstawowa amplifikacja. Facetem, który naprawdę coś zmienił był Little Walter ponieważ wyreował on rodzaj ekspresji opartej na amplifikacji. Na początku to był przypadek, ale później pomyślał sobie: „Chwileczkę, z takim brzmieniem jakie przed chwilą słyszłem mógłbym robić rzeczy których nie mogę robić z brzmieniem akustycznym...”
Na samym początku grał on w bardzo tradycyjnym stylu, głębo zainspirowany Sonny Boy Williamsonem I, rzeczy jak.... Potem rozpoczął zgłębianie harmonijki amplifikowanej grajac z Muddy Waters'em, to było „Juke” z echem ( kiedyś mówiono na to „kamera pogłosowa” - przyp.tłum.) i te wszystkie rzeczy które później stały się charakterystyczne dla jego brzmienia. Grał z amplifikacją kilka lat , ale co jeszcze bardziej istotne, grał z wielką ekspresją , co nie jest dane wszystkim którzy grają przez wzmacniacz.
Najistotniejszą jakością harmonijki w zespole, jej największą zaletą jest jej zakres dynamiki, fakt ,że można na niej grać ostro albo całkiem delikatnie... Publiczność musi poczuć oddech grającego nawet bardziej niż w pzrypadku saksofonu. Na harmonijce możesz oddychać i „nie grać”... Ludzie którzy cię słuchają będą dokładnie wewnatrz twoich ust, gdy to robisz. Little Walter nauczył się jak używać wzmocnienia z wielką dynamiką i wieloma niuansami. Nie możesz grac przez cały czas na pełny gwizdek. Harmonijka nie może konkurować na tym polu... to może się udawać przez 8, 12, 24 takty, ale potem traci swą charakterystyczność, a to wstyd. Ja używam standartowego mikrofonu Shure Beta 58 z kontrolą głośności Thierry Cardon'a i ustawiam bardzo wysoko wzmocnienie (gain ) na wzmacniaczu. Jest taki specyficzny dźwięk na harmonijce A, trzeci kanał na wdechu, który musi wchodzić na czerwone na monitorze gdy zagram go nieco mocniej, to minimum. To nie charczy: akustycy są zawsze bardzo przestraszeni tym czerwonym kolorem i obniżają wzmocnienie , a to wielki bład ! Potrzebujesz silnego wzmocnienia ; w ten sposób struktura brzmienia harmonijki jest przekazywana przez elektronikę. Oczywiście trzeba to kontrolować ponieważ im większe wzmocnienie tym łatwiej o złapanie sprzężenia. Ale równocześnie to właśnie w ten sposób osiąga się charakterystyczne brzmienie harmonijki. Słuchacz musi czuć twój najlżejszy oddech. Twoja robota to kontrolować przekaz nawet jeśli grasz bardzo cicho.



cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 17, 2007, 8:42 pm

P.Szymański pisze:Czekam na ciag dalszy.


Robi sie , ale prosze o cierpliwosc ....
Ciesze sie , ze ktoś to czyta..

Wesolych swiat Pawel.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: P.Szymański » grudnia 17, 2007, 9:28 pm

On naprawdę kocha harmoszkę i mówi bardzo ciekawe rzeczy!
Prawdę mówiąc mało znam granie JJM, ale postaram się to wkrótce nadrobić.

Wesołych Świąt!
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: lauderdale » grudnia 17, 2007, 9:38 pm

P.Szymański pisze:On naprawdę kocha harmoszkę i mówi bardzo ciekawe rzeczy!
Prawdę mówiąc mało znam granie JJM, ale postaram się to wkrótce nadrobić.

Wesołych Świąt!


Jak tak to polecam album "Routes" to taki dosc reprezentatywny przkroj
jego mozliwosci zarowno jako wykonawcy jak i kompozytora.
Ostrzezenie: :)

Zawiera utwory nie tylko bluesowe ...

Oraz ostatni chyba "Fragile" rewlacyjny z miedzynarodówka na koncu.
Nawet bys nie przypuszczal , ze to tez bluesowy kawalek :)
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 19, 2007, 3:36 pm

CĘŚĆ 7

BF: Zawsze miałem takie wrażenie słuchąjc starych nagrań, gdy słyszysz gardło faceta przez mikrofon...

JJM: Dokładnie! Tym co uwielbiam w tych starych nagraniach to, że facet wchodził do studia w kombinezonie roboczym siadał przed mikrofonem i grał. I było w tym brzmienie. Zaczynasz się zastanawiać czy naprawdę potzrebne jest 50 000 watów? Brzmienie nie bierze się z amlifikacji, pochodzi od ciebie, to jasne. Jammowałem z Magic Dick'iem i jemu podobnymi i uwierz mi ich akustyczne brzmienie jest takie samo. Tembr jest nieco inny ale dzwięk pochodzi z wnętrza! Co jest fajne w graniu przez wzmacniacz to fakt, że gdy atakujesz dźwięk nieco ostrzej słyszysz jak przedwzmacniacz reaguje całkiem jak w przypadku gitary. W rzeczywistości jest to dość trudne do osiągnięcia, by to kontrolować i prawidłowo wykorzystywać; to dlatego słyszysz czasem rzeczy okropnie przesterowane. Poza tym im głośniej grasz tym mniej przesteru potrzebujesz...Rzeczą którą chciałbym mieć byłaby możliwoś uzyskania chropawego brzmienia; zeby mieć ciepłe akustyczne brzmienie i być w stanie uzyskac więcej przesteru gdy zaatakujesz dźwięk ostrzej. Próbowałem różnego rodzaju urzadzeń ( „kostek”– przyp. tlum. ) ale z niczego nie byłem zadowolony.
Faktycznie to odkąd zacząłem grać przez „goły” wzmacniacz, uwielbiam to.... Kiedy prowadzisz własny zespół zwykle masz dźwięk dobrej jakości. Możesz starać się osiągnąć rzeczy z którymi masz problem gdy akompaniujesz komuś. Idealnie byłoby nie tylko słyszeć siebie, ale grać przy użyciu rąk. Mieć niewidzialny mikrofon! Grać z mikrofonem ukrytym w dłoni, takim który dawałby chropowate brzmienie gdy tego chcesz i grać z użyciem rąk do mikrofonu zawieszonego gdzieś w przypadku gdy potrzebujesz brzmienia akustycznego.

BF: Nigdy nie próbowałeś pick-up'ów saksofonowych?

JJM: Próbowałem, ale mają kiepski bas, przynajmniej te które słyszałem.

BF: Ja używam takiego i chociaż nie jest to do końca satysfakcjonujące, jest interesujace. Zawsze myslałem, że gdyby ktoś popracował nad takim mikrofonem specjalnie dla harmnijki to mogłoby zadziałać.

JJM: Pozostaje problem gdzie go umieścić. Jest pewien aspekt teatralny grania; pamiętasz co mówiłem o Sonny Terry'm. Jeżeli spedzisz cały wieczór zgarbiony nad swoją harmnijką ludzie się znudzą. Coś musisz im dać. I tu jest miejsce na gestykulację i to niekoniecznie mającą związek z dżwiękiem.
Usiłuję także grać akustycznie jak mogę najbardziej z mikrofonem w dłoniach. W ten sposób: z powietrzem naokoło.

BF: Niezamknięta przestrzeń....

JJM: Nie, To jest to co lubię w brzmieniu Marine Band, to daje taką jasność. Lubię też gdy słychac oddech. To jest jak defekt. To dlatego lubię ten instrument,że jest pełen defektów. Rzeczy doskonałe mnie nudzą. Nie wiem czy mam rację czy nie, po prostu taki jestem. Myślę, że oddech, pasożytniczy oddech jest poruszający.

BF: Czy możesz powiedzieć nam coś o nowym albumie?

JJM:Tak, oczywiście... Wcześniej czy trudno było zachować autentyczność w odniesieniu do biznesu muzycznego.Odpowiedź brzmi; tak walczyłem by udało mi się jakoś koło tego prześliznąć tzn.,że nie będę miał tego ciężaru na głowie w odniesieniu do płyty którą chcę nagrać. Ustąpię w jednym czy drugim miejscu po to by w innym osiągnąć to co chcę. Ale jedną z podstawowuch zasad jest by robić to co chcę. Inaczej to brzmi pusto. Chociaż, musisz mieć pomoc z zewnatrz, ponieważ trudno jest mieć szersze spojrzenie na swoje własne rzeczy. Musisz mieć kogoś kto będzie pracował nad pewnymi sprawami, przerabiał je, widział je w innym świetle. Kogoś kto przeoczy pewne sprawy w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I co najistotniejsze kogoś kto nie gra na harmonijce, ucho z zewnatrz. Poniewarz jako harmonijkarz masz tendencje by grać za dużo lub za mało.
Tytuł jaki wybrałem dla mojego następnego albumu to „Bastille Blues”. Z życia wzięte! Młody chłopak z Paryża, który odkrywa bluesa i w końcu go zaadoptowuje z pewnymi wpływami specyficznymi, ale silnymi. Będzie tam blues i boogie, style z których często czerpałem kiedyś, ale potraktowane brzmieniem które mam dzisiaj, moje dzisiejsze spojrzenie. Kontekst w którym harmonijka jest również ważna, jej brzmienie nie moż zostac zagłuszone instrumentacją. Pracuję głównie z tymi samymi muzykami co zwykle z ludzmi którzy rozumieją mnie bez słowa. Harmonijka ma pełnić tę sama rolę jaką pełni wokalista, którego wspomaga sekcja rytmiczna.

BF: Wspomagana przez akompaniament...

JJM: Tak. Musisz być obecny w znacznym stopniu, ponieważ ktoś kto kupuje płytę harmonijkową chce coś tej harmonijki słyszeć; musisz być ostrożny by nie przeładować innymi instrumentami i zachować spójność od pierwszego do ostatniego nagrania. Jest to prawdopodobnie jeden z moich ostatnich albumów w znaczeniu albumu jako takiego. Myślę że, koncept albumu nie przetrwa wiele dłużej.
Przy możliwości ściągania z internetu cofniemy się z powrotem do robienia pojedynczych utworów lub serii utworów raczej niż albumów. Formy kreacji cofną się w miejsce gdzie już były wcześniej...

BF: Do singli, 78-ek.

JJM: Tak, z tym, że jeżeli chodzi o albumy czy koncerty to dla mnie jest to mniej lub bardziej to samo.
Od początku do końca twoja publicznośc musi być zauroczona, jak to bywa na początku filmu; pewne rzeczy muszą się wydarzyć, potrzebujesz nastroju, jakiegoś powiązania między scenami... Muzyka musi być w ciagłym ruchu. Publicznoś poświęca ci swój czas. Jesteś za niego odpowiedzialny, obojętnie czy facet siedzi tuż przed tobą, czy w swoim pokoju. To jest monolog, ale jednocześnie rozmowa. Patrzę na to mniej więcej jak na grę. Jest to o wiele łatwiejsze na scenie niż w przypadku albumu. To kpiny,że wciąż pokutuje idea by jeden z utworów był przeznaczony dla radia. To całkowicie głupie zwłaszcza, że żadne radio we Francji , może z wyjątkiem FIP nie nadaje muzyki instrumentalnej. Czas antenowy jest zbyt cenny! Wiem, że to się nigdy nie stanie, mogę robic co tylko zechcę, i dam z siebie wszystko.

cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: P.Szymański » grudnia 19, 2007, 8:41 pm

Narazie posłuchałem czegoś tam na YouTube. Koleżanka lubi JJM, więc może mi coś przyśle.
Proszę o resztę.
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: lauderdale » grudnia 19, 2007, 10:03 pm

CZĘŚĆ 8

BF: Powiemy ci za parę miesięcy. W trakcie swoich podróży po świecie, Madagaskar, Chiny czy współpracujesz z lokalnymi muzykami, zwłaszcza jeśli chodzi o ich style muzyczne.

JJM: Oczywiście. Słucham. Jestem zapalonym słuchaczem. Dzięki Bogu nie jestem sfrustrowany graniem dlatego nie muszę się brać za jamowaniez tymi facetami. Raczej słucham tego co oni potrafią przynajmniej na początku. Jestem też dość nieśmiały, a poza tym uważam, że to bardziej uprzejme w stosunku do nich. Problem z tymi podróżami polega na tym,że wszystko dzieje się tak szybko. Grasz, a na drugi dzień cię nie ma. Bywają okazje by poznać ludzi, ale nie zawsze jest tyle czasu ile by chciał. Chiny naprawdę mnie oczarowały. W większej części świata jest jakieś pietno Europy; w Ameryce (północnaj i południowej ), nawet w Afryce z powodu kolonizacji masz z ludzmi coś wspolnego: nawet jeśli maja swoją odmienną kulturę są jakieś powiązania. Z Azją szczególnie w Chinach nie mamy kulturowych więzi, a jeżeli już to całkiem niedawne i oparte na pieniądzu. W Chinach mają 6000 lat historii plus 50 lat komunizmu ; mówią po chińsku, stop.... Oni nie potrzebują angielskiego, ich jest miliard! Zupełnie inny kontekst. Wziąłem parę lekcji chińskiego zanim tam pojechałem, żeby móc coś powiedzieć ze sceny ale jeszcze bardziej po to by podłapać ich sposób myślenia. Rozmawiałem z francuskim stypendystą który jest specjalistą od kultury chńskiej i ten gość opowiadał mi, że w czasach gdy tam studiował odtworzył taśmę z szóstą symfonią Beethovena (Pastoralna - to ta z Burzą w czwartej części – przyp. tlum.) kilku chińskim studentom i ci ludzie nie pojmowali tego. Pozostali totalnie zamknięci na to... Dla nas VI-ta szósta wymaga tyle samo zrozumienia co uczucia, a ich odpowiedź była wciąż taka sama: „nie rozumiem...” Zamierzałem tam pojechać i zacząłem się zastanawiać: „ jeżeli zacznę grać, a oni nie będą rozumieli to będzie katastrofa...” Na początek nie ma wiele do rozumienia... W końcu stało się to co gdziekolwiek indziej: reakcja ludzi jest taka sama na całym świecie. Gdy grasz ten czy inny kawałek reakcje publiczności są bardzo podobne bez względu na ich kulturowe pochodzenie. Wszędzie ludzie słyszą bluesa w podobny sposób. Nie gram wyłącznie bluesa ponieważ jestem zbyt wielkim purystą w tej kwestii. Wstydziłbym się grać coś Sonny Boy Williamson'a albo musiało by to być coś humorystycznego, taki ukłon w jego kierunku. Ale oczywiście moja gra jest zabarwiona bluesem. Nawet gdy gram walc musette używam kluczowych „podciągów” ( polski „odpowiednik” wyrazu „bend” jest wyjątkowo nieodpowiedni – przyp. tlum.) itp
Gram to czego się nauczyłem, trochę jakby Robert Johnson grał nie bluesowy kawałek jak „Hot Tamales...” I ludzie reagują w ten sam sposób...

BF: Co z bezpośrednią inspiracją jak zrobiłeś to w przypadku Manu, Yaoussa czy Soweto

JJM: Byłoby trudniej z muzyką Chińską ! Mam pomysł na „Chińskiego bluesa” w przyszłości.
W końsu harmonijka to instrument podróżników! Ja zaś uwielbiam podróżować by zobaczyć nowe rzeczy. Czasem lądujesz w miejscach, które sprawiają, że czujesz się jakbyś był na księżycu! Gdy przenosisz się z jednego kraju do drugiego, z jednego na drugi kontynent, ale czasem nawet w swoim własnym kraju grywasz w zupełnie różnych kontekstach.Dlatego jest uderzające to, że ludzie mogą reagować w podobny sposób...

cdn.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: Zdzisław Pająk » grudnia 20, 2007, 7:58 am

rzeczywiście ten wywiad jest bardzo interesujacy - brawo za przetłumaczenie i udostępnienie go na łamach Forum :lol:
Spotkałem JJ na festiwalu harmonijkowym w Bydgoszczy, gdzie prowadził warsztaty dla młodych harmonijkarzy (pomagał mu Sławek Nowodworski) a potem grał wspaniały koncert w pałacu w Ostromecku ze swoim gitarzystą (fenomenalnym) i wspaniałą Demii Evans. To było prwadziwe wydarzenie tego festiwalu i tego roku. JJ znalazł też parę minut, dla mnie i słuchaczy radia, opowiadał o sobie - o tym, jak zakocahał się w harmonijce i co robi teraz, aby swoją muzyka nieść radość innym ludziom. A trzeba przyznać robi to doskonale. Polecam i czekam na ciąg dalszy wywiadu :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Zdzisław Pająk
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2543
Rejestracja: stycznia 27, 2005, 6:06 pm
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postautor: e m d ż i » grudnia 20, 2007, 6:09 pm

Laufi, czytam i czekam na dc.
Awatar użytkownika
e m d ż i
Iskierka Przyjaźni
Iskierka Przyjaźni
 
Posty: 9844
Rejestracja: stycznia 13, 2006, 11:24 am

Postautor: lauderdale » grudnia 20, 2007, 8:26 pm

CZĘŚĆ 9



BF: Czyż nie ma różnicy pomiędzy VI odtwarzaną z taśmy a kimś kto siedzi za pianinem i gra to.

JJM: Może...

BF: Mam poczucie jakbyśmy w erze nagrań i CD utracili coś po stronie żywej muzyki.

JJM: Wiesz, teraz żywa muzyka gdy idziesz na stadion ją oglądać to i tak coś więcej niż nagrania ...

BF: Zgoda. Myśle też, że muzyka taka jak blues ma kłopot by przebić się do publiczności na stadionie.
Wiele zostało zagubioone od czasów źródłowych, ale to przesłania wszystko.

JJM: Całkiem przyjemnie jest się temu przeciwstawiać. Gram w wielu klubach i zaspołach i akompaniuję wielu wokalistom. Ale moje pierwsze artystyczne doświadczenie z moim imieniem na plakacie to była wielka hala gdzie siedziało tysiące ludzi. To był występ poprzedzający show Michela Jonasza ( Francuski wokalista pop – ED )
BF: To tam zobaczyłem cię pierwszy raz.

JJM: Zostałem w to wkręcony bo wydaliśmy pod wspólnym nazwiskiem album Explorer z Jean-Yves D'Angelo ( producent Milteau i sławny francuski pianista-ED). Ten album zdobył „Victoire de la Musique” ( French grammy -ED).Jean Yves grywał z Jonaszem i to on powiedział, że byłoby miło gdybym zagrał przed jego występem i to on przekonał producenta i Jonasza. Tak więc pewnego wieczoru znalazłem się za kurtyną Zenith'a: scena szeroka na 60 metrów. Wiedziałem, że 6200 osób publiczności przyszło tu by zobaczyć Jonasza i że zapłacili po 35 dolarów za miejsce. Wiedziałem, że zajmę im trochę czasu i że wykopią stamtąd mój tyłek. Kiedy się przygotowywałem, pamiętałem co mowił Bedos ( Francuski komik-ED) ,że im mniej znany jesteś tym mniej masz czasu by nawiązaćkontakt z publicznością. A ja byłem tak nieznany jak tylko można! Wiedziałem więc,że muszę ich czymś zaskoczyć by dali mi więcej czasu by ich uwieść. Zacząłem grać imitację pociągu na harmonijce. Nikt tego nie znał za wyjatkiem niewielu z nich którzy słyszeli Sonny'ego Terrry i to zadziałało. Dali mi dość czsu by przedstawić występ, zaprosić mojego przyjaciela Kajdan'a ( Francuski gitarzysta bluesowy) na scene i zagrać trochę „rozpoznawalnego” bluesa: mimo wszystko blues jest muzyką światową od Sumatry aż po Vancouver. W ten sposób nie tylko nas nie wyrzucono, ale zapraszano na scenę każdego wieczoru co jest rzadkością w przypadku zespołów wspomagajacych.
Myślę, że trzeba pamiętać iż publicznośc mogła nas wykopać w dowolnym momencie. Byliśmy zupełnie bezbronni ... Wszyscy gitarzyści z którymi wtedy występowałem byli bardzo nerwowi. Grałem z Basile'em przed Eddy'm w Olimpii. Nigdy nie był za kurtyną sam i ten facet, który przenigdy nie popełniał błędów tego wieczoru popełnił ich kilka.

BF: Myślę, że to co podobało mi się w tamtym przedstawieniu to twoje skromne podejście i humor.

JJM: Po prostu próbowałem być sobą. Wracamy tutaj do wiarygodności: musisz być soba na scenie, a może trochę więcej ponieważ występujesz dla publiczności. Nie możesz być zbytnio introwertyczny ponieważ facet w dziesiątym rzędzie nie będzie nic kapował. To jeden z problemów wielu bardzo wrażliwych artystów. Przekazują emocje przez swoją muzykę, ale z powodu ich zachowania czy doboru utworów wieczór spełnia się w sposób który nie pozwala ludziom na wejście do ich świata.
Naprawdę jast to tragedia. Gdy ktos przychodzi na twój występ albo kupuje twoją płytę, to jest to zaszczyt dla ciebie. Musisz tego kogoś szanować i sprawić by zrozumiał, że go lubisz. Musisz się z nim czymś podzielić. Musisz mieć poczucie jakby odwiedzał cie w domu. Wkońcu to strona odbioru jest o wiele bardziej fascynujaca niż strona techniczna... Technika stała się tak precyzyjna, że zastanawiam się co jeszcze można dodać. Kiedy ludzie pytaja mnie o technikę gry, odpowiadam na dwa trzy pytania, ale tak naprawdę robię to bezmyślnie. Technika to narzędzie jak śrubokręt. Ale musisz mieć cos do przykręcenia. To jest użyteczne ale tylko wtedy gdy masz coś do przekazania.

BF: Oczywiście, ale powróćmy do internetu, ty widzisz tylko techniczną stronę internetu ponieważ faceci nie wyrażają siebie słowami... Ale musisz mieć mieć przynajmniej jakieś zdolności techniczne by siebie wyrazić...

JJM: Wiesz, podziwiam jakość muzyczną i nieustanne nieustępliwe parcie do przodu ludzi, ale jednocześnie przeraża mnie to... Co naprawdę lubię w bluesie to proste rzeczy, akustyczne rzeczy, folk blues. Weźmy Sonny Boy'a. W jego nagraniach jest Bóg wie ile błyskotliwych partii gitarowych, ale to brzmienie które on ma! Dla mnie jeżeli istnieje lista 100-u największych twórców XX-go wieku to SBII powinien się na niej znajdować. Siła i głębia uczuć jest we wszystkim co zrobił. Weżmy „Trust me baby” bardzo trudno jest znaleźć coś równie fascynującego, może oprócz Jacques'a Brel'a „Ne me Quitte Pas...”

BF: Myślisz o stronie emocjonalnej?

JJM: Mam na mysli ten rodzaj emocji który powoduje gęsią skórę.

BF: ...Że, włos na głowie się jerzy!

JJM: Tak myślę,że Kim Wilson ośmiela się tego dokazywać.( śmiech) On to gra bardzo dobrze, nie o to chodzi, myslę, że ja bym się wstydził naśladować coś takiego.

BF: Coś jakby ktoś chciał zrobić cover „ Ne me quitte pas”

JJM: Tak. Albo jakbyś chciał zrobić aranż reggae, czemu nie, ale naśladovac to tak dokładnie... To takie dziwaczne. To jakby ktoś powiedział: „Namaluję jeszcze raz Mona Lizę”. To po prostu nie możliwe.

BF: Czy to podstawowy problem bluesa to odwieczne kopiowanie starych tematów?

JJM: Bądźmy okrutni, przeciągnijmy strunę w tej dyskusji, powód jest prosty: blues w dzisiejszych czasach jest bezprzyczynowy, nie ma znaczenia i to dlatego go kochamy. Ponieważ jest wtórny.
Kiedyś miał znaczenie bo faceci znali tylko trzy akordy, ponieważ nie mieli forsy żeby kupić odpowiedni instrument albo wstąpić do akademii muzycznej. No i pierwsze i najważniejsz blues był śpiewany. Mężczyzna czy kobieta śpiewając bluesa traktowali śpiew jako srodek wyrazu.
Teraz naszym obowiązkiem jako fanów bluesa jest podtrzymywać tę tradycję i opierajac się na tym tworzyc coś co podtrzyma ten ruch. Jednak musimy przyznać, że nie można już wyrażać tego samego: co znaczą dzisiaj problemy farmera z doliny Missisipi. To czego się nauczyłem z tej muzyki, to radości jaką mi dała, przyjemności emocji, dążę do jej poszerzenia i wykorzystania tych elementów by wywoływać ponadczasowe namiętności. Blues ma dla nas wielką lekcję, brzmienie, to wspaniałe brzmienie ta moc wzruszenia którą ma John Lee Hooker gdy mamrocze, tym głosem, który jak to opisał Musselwhite powoduje, że twoje krzesło drży gdy siedzisz koło niego!
Ta jakość brzmienia którą ma Walter Horton w „Christine” np. na American Folk Blues Festiwal 65, teraz to jest naprawdę imponujące. Lekcja brzmienia. Lekcja tego parcia do przodu. Lekcja ekonomii.
Ta zdolność wywoływania nastroju nie związana z wielką wiedzą muzyczną. Blues łączy nas od nowa z edukacja plemienną, tradycją słowną z tymi rzeczami które wynikaja z pomnażania się ludzkości. Możemy z tego wiele się nauczyć. Zdeformowaliśmy to czyniąc wszystko bardziej technicznym nawet technologicznym. Zdecydowaliśmy, że lepiej znaczy więcej. Faktycznie jednak genialność polega na robieniu mniej. To co czyni bluesa tak wyjątkowym to fakt , że oni mieli tak mało. Za pomoca dwóch nut przenoszą cię do Delty. Wspominaliśmy wcześniej Brela. To jest ta sama rzecz; która sprawia, że ludzie płaczą...

BF: Jak i on sam...

JJM: No i to właśnie robi blues. Prawie nic: parę słów z naszego codziennego języka... Ale ta siła magii, ta moc by wyemitowac nadzwyczajne obrazy... Problemy jakie możesz mieć związane są z technicznym spojrzeniem na instrument, muzykę ponieważ mamy metody, video, Internet a wszystko to omija istotę sprawy: marzenie... Poczucie, że przekazujesz ludziom to czy rtamto w ten czy inny sposób... Kiedy prowadzę kursy mistrzowskie, pierwszą rzeczą o którą pytam człowieka gdy już go posłucham jest:” Czy jestes pewny, ze sprawiłeś by cię rozumiano?” Niektórzy z nich patrzą na mnie z pytaniem w oczach. Ale to jest rzeczywiste pytanie: Czy gdy grasz, ludzie rozumieją co chcesz im przekazać przez swoją muzykę? Nie w znaczeniu jakiegoś wielkiego przesłania, ale czy rozumieją twoje dążenie by uzyskać wielki ton, puls, fakt, że próbujesz wyrazić to czy tamto... Czy oni to czyją? Wszystko sprowadza się do pytania o ekspresję. Jeżeli chdzi o technikę, jestem nikim. Lepiej spytaj o to kogoś innego, o overblows, podciągi itd. Nawet jeśli nauczę się wiele z tego i uczyni mnie to szczęśliwym to artystyczna ekspresja nie leży w informacji. To jakby mówić , że jeśli ktoś wie jak robić zdjęcia i edytować obraz to znaczy , że umie robić filmy. Nie w tym rzecz... Potrzebujesz opowieści i musisz umieć ją opowiedzieć! Z harmonijką jest tak samo: nie chodzi o to co grasz, to nawet nie to jak to grasz... to jest tak trudne do wytłumaczenia słowami.... To co lubię w harmonijce to np. pełne brzmienie harmonijki w stroju „G” ...lubię to. Tylko dwa akordy, a mam poczucie, że coś mnie ogarnia... Może to brzmi karykaturalnie... więc powiedzmy to jest dla mnie diatonik. Tam są dwa akordy, używasz dwóch akordów. Niektórzy potrafią wygrywać przepiękne meliodie które wzruszają mnie głęboko, ale instynktownie gdy gram na harmonijce to jest to co bym zagrał ( gra prosty rytm ).
Jeżeli nie używasz tych akordów to lepiej graj z sekcją rytmiczną albo wykorzystuj wiele wyobraźni...
Są tacy faceci jak Stevie, który bierze harmoniję i gra cokolwiek bez akompaniamentu, a ty będziesz słyszał akordy. On ich nie gra, ale ty słyszysz je podświadomie. To jest fantastyczne ...a dla mnie frustrujące! Nie ma rzeczy bardziej mnie frustrujących jak to i ten puls którego nie mogę podłapać...
Muzyka irlandzka na przykład... To przychodzi z czasem ale wymaga wiele cierpliwości i pracy...

BF: Dzięki w takim razie za twój czas!

JJM: Wiesz ,że mogę tak godzinami....

BF: W takim razie będę z powrotem za kilka miesięcy !

© Planet Harmonica - 2001

KONIEC
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 20, 2007, 8:30 pm

e m d ż i pisze:Laufi, czytam i czekam na dc.


Dzięki na razie to koniec, ale skoro tak to mam w planach jaszcze dwie sztuki. Zobaczymy co weżmie górę lenistwo czy frajda.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: lauderdale » grudnia 20, 2007, 8:31 pm

Zdzisław Pająk pisze:rzeczywiście ten wywiad jest bardzo interesujacy - brawo za przetłumaczenie i udostępnienie go na łamach Forum :lol:
Spotkałem JJ na festiwalu harmonijkowym w Bydgoszczy, gdzie prowadził warsztaty dla młodych harmonijkarzy (pomagał mu Sławek Nowodworski) a potem grał wspaniały koncert w pałacu w Ostromecku ze swoim gitarzystą (fenomenalnym) i wspaniałą Demii Evans. To było prwadziwe wydarzenie tego festiwalu i tego roku. JJ znalazł też parę minut, dla mnie i słuchaczy radia, opowiadał o sobie - o tym, jak zakocahał się w harmonijce i co robi teraz, aby swoją muzyka nieść radość innym ludziom. A trzeba przyznać robi to doskonale. Polecam i czekam na ciąg dalszy wywiadu :D


Dzięki za słowa wsparcia.. pomagaja szybciej pracowac.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: Andrzej Jerzyk`e » grudnia 21, 2007, 12:13 am

Zdzisiek ma rację. Odwaliłeś kawał roboty!!!
Awatar użytkownika
Andrzej Jerzyk`e
Ojciec Dyrektor
Ojciec Dyrektor
 
Posty: 25314
Rejestracja: kwietnia 16, 2004, 8:54 pm
Lokalizacja: Ostrów Wielkopolski

Postautor: lauderdale » grudnia 22, 2007, 1:49 pm

Andrzej Jerzyk`e pisze:Zdzisiek ma rację. Odwaliłeś kawał roboty!!!


Dziekuje a w przygotowaniu: Howard Levy i jego wlasna opowiesc o specyficznym sposobie gry na harmonijce diatonicznej. :)
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: P.Szymański » grudnia 26, 2007, 8:57 pm

Ja również bardzo dziękuję!
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: bohdan » stycznia 22, 2008, 6:08 pm

Wspaniały wywiad, dzięki wielkie Lauderdale za tłumaczenie.
bohdan
bluesHealer
bluesHealer
 
Posty: 1295
Rejestracja: maja 17, 2005, 6:38 pm

Postautor: lauderdale » stycznia 24, 2008, 11:33 am

I więcej czytam i tłumacze roznych rzeczy tym lepiej widze ile madrości jest w kazdym slowie jakie na temat harmonijki powiedzial JJM.
Dzieki Antek.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: rafharp » września 9, 2008, 6:48 am

bardzo dziękuję za przetłumaczenie tego wywiadu , być może są jeszcze jakieś ciekawostki z życia i twórczości J.J.
jestem również jego gorącym fanem
rafharp
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 14
Rejestracja: września 4, 2008, 2:28 pm
Lokalizacja: Wschowa


nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wywiady

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 290 gości

cron