Wywiad Andrzeja Jerzyka z Markiem Jakubowskim

Zapraszamy redaktorów mediów (około)bluesowych - i nie tylko - do publikowania w tym miejscu wywiadów przeprowadzonych z artystami i postaciami kultury bluesa.

Moderator: mods

Wywiad Andrzeja Jerzyka z Markiem Jakubowskim

Postautor: Dziadek Władek » grudnia 17, 2010, 6:48 pm

Wywiad Andrzeja Jerzyka przeprowadzony z Markiem Jakubowskim, autorem książki "Szkice z kultury bluesa".

Andrzej Jerzyk: - Marku, dwa lata temu wydaleś wielką, wspaniałą encyklopedię bluesa. Zapraszałem Cię wtedy do radia na rozmowę, ale nie udało się nam spotkać z tej okazji. Teraz mamy już twoją kolejną książkę "Szkice z kultury bluesa". I chyba znowu nie dasz się namówić na przyjazd do mnie, do Radia Centrum, dlatego rozmawiamy przez Internet. Wiesz, jak bardzo cenię Cię i Twoją wiedzę o bluesie...

Obrazek
Marek Jakubowski i Nora Jean Bruso (fot. Adam Pasierski)

Marek Jakubowski: - Byłem u Ciebie w audycji raz, dawno temu. Pewnie nie pamiętasz kiedy? Ja też. To, że nie możemy się spotkać ponownie nie wynika z braku moich chęci, tylko tak się składa, a raczej, w naszym przypadku - nie składa się. Rozmowa internetowa ma jednak swoje dobre i złe strony. Ta dobra, to możliwość dłuższej i nawet wielokrotnej refleksji nad korelacją myśli ze słowem.

AJ: - Marku, piszesz we wstępie do swojej najnowszej książki: "W deprecjonującej światopoglądotwórczą rolę nauki postmodernistycznej rzeczywistości, w której jesteśmy (bywamy), humanistyka czyli nauki o kulturze zyskały poważnych i groźnych konkurentów, produkujących dziennikarskie i literackie opisy i objaśnienia świata rozpowszechniane multimedialnie, dostatecznie zaspakajające masowe potrzeby poznawcze. W nich najczęściej szukamy wizerunku bluesa, mającego źródło w obiegowym, zdroworozsądkowym postrzeganiu zjawisk muzycznych (kulturowych), za to rzadziej - i, niestety, mniej chętnie - w pochodzącej ze zgoła innej sfery refleksji, niż hołdująca banałowi potoczność. Chciałbym, aby zawartość tych szkiców przyczyniła się do powstania sytuacji intelektualnej sprzyjającej temu dążeniu, zjednując zwolenników prezentowanemu w nich obrazowi kultury bluesa.". Czytanie takich zdań też wymaga refleksji. Możesz rozwinąć ten cytat?

MJ: - Moja encyklopedia bluesa z 2008 r. była ostatnim opracowaniem faktograficznym w hasłowej formie tematu bluesa, jakiego się podjąłem. Mam nadzieję, że czytelnicy dostrzegli mój zamysł podkreślenia w niej faktu, iż blues od lat istnieje jako zjawisko interkulturowe, stąd obecność w moim obrazie kultury bluesa zawartym w tej encyklopedii tak licznego grona białych.

Zagadnieniem interkulturowości zajmuję się w jednym ze szkiców nowej książki, tematem innego jest tożsamość współczesnego bluesa, także tego, uprawianego dziś przez afroamerykańskich bluesmanów. Ale zaczynam ją oczywiście od źródeł.

Nie jest to jednak przedstawienie dziejów bluesa w kolejnych etapach. Takich prac powstało wiele, trzeba je tylko przetłumaczyć. Nie śmiałem iść w zawody z angielskimi czy amerykańskimi autorami, którzy to zrobili po wielokroć i w sposób bardzo udany.

Nowa książka prezentuje, często w sposób dyskursywny, tematy i problemy składające się na rozległą kulturą bluesa. Większość szkiców (pisałem je w różnych latach) jest efektem mojej lektury prac autorów zajmujących się zagadnieniami estetyki, komunikacji, interkulturowości, rozwoju bluesa i jego przekształcania się, upowszechniania i funkcjonowania w kulturze masowej. Przytaczam w nich poglądy z szerokiego spektrum uprawiania refleksji o bluesie. Z jednymi się zgadzam, z innymi nie, z niektórymi próbuję dyskutować, niektóre rozwijam, choćby w przyczynkarskim zakresie. Stawiam pytania, do których to autorzy pewnych wypowiedzi prowokują. Miałem problem z objętością niektórych tekstów, zawierały zbyt wiele wątków. Kilka tematów zostawiłem sobie na inną okazję publikacji.

AJ: - To kim jest ten miłośnik bluesa w kulturze bluesa, o którym mówisz w swojej nowej książce?

MJ: - Nie jest to postać jednorodna. Ktoś słuchający bluesa i zadawalający się konstatacjami w rodzaju: "fajna płyta", "odjazdowy festiwal" czy "wciskający w fotele występ" jest jak najbardziej uczestnikiem kultury bluesa. Przecież pan Jourdain z komedii Moliera "Mieszczenin szlachcicem", aby komunikować się z innym, nie musiał wiedzieć, że sposób w jaki mówi to proza. Podobnie jest z wieloma odbiorcami bluesa. Obywają się bez wiedzy o tym, co to jest przeżycie estetyczne i jak ono zachodzi w naszym odbiorze bluesa. Nie muszą wiedzieć na czym polega technika jakiejś gitarowej gry, czym się różnią stosowane w bluesie rytmy, a nawet co to są blue notes, bo wystarczy im stwierdzenie, że "jest to fajna muza" i podobało się, bo "gitarzysta czuł drewno w łapie, a bas chodził cały czas".

W powyższym przykładzie nie konstruuję modelu jakiegoś prymitywnego, ograniczonego w swej wiedzy bluesfana, werbalizującego obraz kultury bluesa w niezbyt "wykwintnej" szacie językowej, przeciwstawionego "zintelekualizowanemu" odbiorcy bluesa, do którego adresuję "Szkice". Wiadomo, że nie trzeba znać składu chemicznego soli, aby przyprawić zupę, choć taka wiedza nikomu nie zaszkodzi.

Nie trzeba też chodzić do opery z partyturą pod pachą, z życiorysem Verdiego w jednym palcu, ze znajomością włoskiego w drugim i z wiedzą o historii i estetyce opery w trzecim. Nie mam takich za dziwaków, za "szpanerów"-melomanów, wyposażonych w nadmiar wiedzy, którą epatują, a przy okazji wynoszą się ponad innych konsumentów tego gatunku. Po prostu są bardziej kompetentni ode mnie, uczestnicząc w zdarzeniu kulturowym (nie kulturalnym!), jakim jest np. przedstawienie "Traviaty". Odbierają je pełniej, potrafią odczytać całe bogactwo zawartych w dziele Verdiego treści, umieszczając je w określonym kontekście muzyczno-literackim. Ja, będąc pozbawiony takiej wiedzy, podczas przedstawienia operowego słucham uwertury (bo to zwykle atrakcyjny melodycznie "kawałek"), czekam na kilka ulubionych arii, duetów, podziwiam (lub nie) scenografię, stroje, a piękna, ciemnoskóra sopranistka Katleen Battle, artystka o niezbyt wielkim głosie, wzbudza we mnie większy zachwyt (także kiedy śpiewa gospel), niż jej znacznie lepiej "wyposażone wokalnie" koleżanki. I też jestem miłośnikiem opery (dokładniej - uczestnikiem sfery kultury muzycznej zwanej operą). Może nie?

I tak też jest z fanami bluesa. Dla kogoś są ważne (i często całkowicie wystarczające) informacje, czy jakaś płyta jest "przecudowana" lub "zajefajna", albo że ulubiony muzyk bawił się gitarą już w piaskownicy (nie wiem, co z tego faktu ma wynikać, ale dla kogoś może to być ciekawe), jednakże tego rodzaju wiedza nie każdemu wystarczy, dlatego, że tylko w pewnym stopniu składa się na opis zjawiska, jakim jest blues, podlegający zmianom, bogaty w różnorodne składniki wytwór kultury.

Moje "Szkice" powinny zainteresować osoby, których potrzeby poznawcze sięgają dalej, poza recenzje płyt, relacje z koncertów, biografie artystów, wywiady - poza faktografię, w stronę kulturoznawczego spojrzenia na bluesa.

AJ: - Do tego niezbędna jest duża wiedza, akademicka, filozoficzna...

MJ: - Bez przesady! Znamy przecież osoby fachowo naprawiające samochody (i to nie jakieś tam drobne usterki), które nie ukończyły technikum czy politechniki. Osoby, których wiedza (mówimy w takim wypadku "naukowa", bo różni się poziomem od potocznej) jest bogatsza, nabywają ją poza różnymi programami nauczania i operują nią znakomicie. Wiedza humanistyczna jest łatwo dostępna, a do tego zwykle częściej używana niż techniczna i przyrodoznawcza. Znam osoby, które o bluesie mówią sensownie, sypią faktami i trafnymi, nieobiegowymi stwierdzeniami, kolekcjonują płyty, zresztą nie tylko bluesowe. Swoją wiedzę czerpią z odpowiedniej literatury i "pochłaniając" muzykę. A do tego jeszcze poukładali sobie to wszystko sensownie w głowach i na zjawisko bluesa patrzą oczami (a raczej umysłem i wrażliwością, nie wyssaną z mlekiem matki, lecz rozwiniętą w procesie uczestnictwa w kulturze bluesa) bardzo świadomych odbiorców. Jeśli mamy głód wiedzy, to jaki dziś problem z jego zaspokojeniem? Może on tkwić w naszym umyśle, ale to bariera do pokonania, jeśli mamy dostatecznie silną motywację. "Za moich czasów", to dopiero były bariery informacyjne!

AJ: - Chyba wszyscy w naszym wieku pamiętają, jaki był dostęp do płyt i tego wszystkiego, co bluesa dotyczy.

MJ: - Niedawno czytałem wywiad z młodym harmonijkarzem, zwycięzcą programu (chyba) "Mam talent". Opowiadał o swoich perypetiach w poznawaniu bluesa i nauce gry na harmonijce. Twierdził, że działo się to niemalże w pustce informacyjnej (jakiś podręcznik do nauki gry, na który natrafił, nic mu nie dał) i dzieląc się z panią redaktor swoją wiedzą twierdził, że blues to muzyka niewolników... To po co ja się męczę i latami siedzę nad encyklopedią bluesa, na przykład! Jak tu nie wierzyć, że zatrważające statystyki na temat stanu czytelnictwa w Polsce nie są ani trochę przesadzone.

AJ: - Czy Twoja książka dotyczy też bluesa w Polsce?

MJ: - W zasadzie nie, poza jednym krótkim tekstem o grafomanii. Przy tej okazji prostuję internetową (dez)informację, jakobym przeprowadził w nim "atak na innych recenzentów wytykając wielu grafomanię". (Czytanie ze zrozumieniem jest podstawową umiejętnością wymaganą od uczestnika językowej praktyki komunikacyjnej. Piszę tylko, że ona u nas występuje, ze szkodą dla popularyzacji bluesa. Ten krótki tekst traktuje o petryfikacji języka przez powtarzanie banałów i komunałów oraz procederze "produkowania" wypowiedzi, kiedy to egzaltacja przybiera postać grafomanii. Najlepiej przeczytać go w "Szkicach".) Ale niektóre, o interkulturowości, o przeżyciu estetycznym, o kiczu w bluesie, czy o konsumenckim uczestnictwie w tej kulturze odnoszą się również do naszej rzeczywistości.

AJ: - Właśnie. Napisałeś rozdział o konsumencie bluesa w supermarkecie kultury. Jak się to ma do polskiej rzeczywistości?

MJ: - Nie jest to jakaś istota wymyślona przeze mnie. Analitycy współczesnych zajwisk kulturowych zdiagnozowali istnienie już od kilkadziesięciu lat takiego bytu społecznego w zaawansowanych cywilizacyjnie i technologicznie społeczeństwach. Oczywiście u nas, z wiadomych przyczyn, trwa to dużo krócej. Podkreślam - bytu społecznego, a dokładniej - zgodnie z poglądami, jakim hołduję – bytu kulturowego, ukształtowanego przez włączanie szerokiej sfery kultury artystycznej we wszechogarniającą nas produkcję towarów i ich dystrybucję. Wykonawcy i odbiorcy bluesa w tym oczywiście uczestniczą. I to nie tylko fani nabywający płytę dlatego, że rekomendowana jest jako nowe, wybitne dzieło artysty polskiego bluesa, ale też ci, którzy kupią ekskluzywne wydanie wielokrotnie wznawianych nagrań Roberta Johnsona, z nieznanym dotąd zdjęciem bluesmana. Różne motywy tych nabywców nie mają większego znaczenia dla oferującego towar i stwarzającego nań popyt. Podobnie jest w przypadku uczestników festiwalu bluesowego, jedni kupują bilet po to, aby się spotkać w swoim towarzystwie, wypić i pogawędzić z muzyką w tle, inni chcą wyłącznie kontemplować ją i tylko w tym celu przychodzą.

Nasz konsumencki apetyt rozbudza też czynnik nowości, chęci kontaktu z coraz to nowymi wytworami, posiadanie ich, gromadzenie (np. w dostępie do reprodukowanej na płytach muzyki, praktycznie nieograniczone) oraz używanie, zamiast głębszego przeżywania.

AJ: - Nadal obserwujesz to, co się dzieje w polskim bluesie?

MJ: - Od kilku lat mam z nim mniejszy kontakt niż kiedyś. Głównie poprzez płyty i jego medialne odzwierciedlenie (nie znane mi w całości), często przypominające propagandę sukcesu z dekady I sekretarza PZPR ze Śląska. A tego, jak trudno uwolnić się od innych nawyków z przeszłości dowodzi książkowa publikacja Polskiego Stowarzyszenia Bluesowego „Twarze polskiego bluesa”. Nie znalazłem w tej antologii... Tadeusza Nalepy, a spośród nieżyjących są jedynie "Skiba" i Mira Kubasińska. Jest za to Łukasz Gorczyca (?!), są muzycy, których można uznać za wnuczęta "Ojca polskiego bluesa", niektórzy niedawno nagrali płytę z jego muzyką. Dotąd nie sądziłem, że zjawisko manipulowania pamięcią historyczną (rzecz dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) rozciąga się aż na tyle dziedzin polskiego życia, i że peerelowski sposób odzwierciedlania rzeczywistości ("prawda czasu, prawda ekranu") jest wciąż żywy. Wydawnictwo to - w rozdawniczej dystrybucji - adresowane jest do polskich i zagranicznych mediów oraz takowyż instytucji wspierających kulturę. No to się z niego dowiedzą, jak wygląda hierarchia bytów w polskim bluesie i będą je wspierać, co, jak wynika z punktu widzenia kreatorów tej panoramy - szefów PSB, Nalepie nie jest już potrzebne. Ale, bądźmy konsekwentni - Mirze i "Skibie" też nie.

AJ: - Uważasz, że z polskim bluesem jest źle?

MJ: - Takie określenia jak "źle" i "dobrze" są zbyt ogólnikowe. Jest sporo dobrych, kompetentnych muzyków uprawiających bluesa (wydaje mi się, że "stara bluesowa gwardia" ostatnimi latami traci oddech, ale może to przejściowe), cieszą mnie sukcesy młodszych wykonawców, Boogie Boys, Magdy Piskorczyk, Bartka Łęczyckiego za granicą i ich współpraca z cenionymi muzykami. Dla mnie to bardziej wymierny dowód ich wartości niż oceny usadowionych na medialnych ambonach opiniotwórców, szczególnie tych, których mottem jest waloryzowanie pozytywnie tego, co u nas bluesowo pobrzmiewa. Jasne, że powodem spontanicznego, niekontrolowanego wytrysku zachwytu może być zarówno twórczość naszego kolegi, jak i artysty światowego formatu, ale takiej „fizjologii” towarzyszyć powinna refleksja i wyważone oceny. I jeszcze proporcje, mocium panie!

Medialny obraz rzeczywistości nie jest identyczny z samą rzeczywistością, nawet w potocznym sensie. Medium to rodzaj lustra, które można ustawić pod różnymi kątami, czasem bywa tu i ówdzie przybrudzone, i przez to nie ukazujące pewnych faktów, może ich znaczenie powiększać lub pomniejszać. Może też w formie kryptoreklamy perswadować określone treści. Mediami nie są tylko klasycznie pojmowane mass media, ale również takie środki komunikacji, jak powyżej przywołane, opiniotwórcze przecież wydawnictwo.

Po 1989 roku, przez bodaj kilkanaście lat, byłem entuzjastycznie nastawiony wobec powstawania obszaru rodzimej kultury bluesa. Spoglądałem na to przez pryzmat czegoś w rodzaju "współczynika zapóźnienia" po okresie komuny. Sądzę, że minęło już dostatecznie dużo czasu, i nasze doganianie Europy i świata trzeba postrzegać bez takiego współczynnika.

Blues to inna dziedzina kultury niż sport, np. piłka nożna, gdzie, jeśli nie jesteśmy zaślepionymi fanatykami, oddzielamy patriotyzm od dokonywanej w wymierny sposób konfrontacji nas z całym światem. Ilu mamy u nas bluesowych artystów, na których czekają europejskie kluby, festiwale i płytowe rynki czy wytwórnie? Nie sądzę, aby tonacja zachwytu i wskazywanie tylko pozytywów (jak potrzeba, w celach reklamowo-promocyjnych, zawsze się je znajdzie), służyły funkcjonowaniu bluesa w Polsce i jego rozwojowi. Dotyczy to zresztą każdej innej formy naszej kultury artystycznej, nie tylko muzycznej. W wielu z nich dyskutuje się nad wartością ich wytworów, nad progresją czy stagnacją. I rzecz to najzupełniej normalna.

Wzrost ilości podmiotów artystycznych i imprez nie jest miarą walorów produkcji artystycznych, za to może być czynnikiem określającym wielkość obszaru rynku i popytu na określony towar. Pojawia się więc kolejna kwestia: ile jest w tych entuzjastycznych wypowiedziach bezinteresownych "miłośniczych" pobudek, a ile realizacji celów merkantylnych i zwyczajnego lansu. Wydaje mi się, choć wcale nie chcę mieć tu racji, że powstało u nas coś w rodzaju "skansenu zadowolenia", w którym żyje plemię utrzymywane w przeświadczeniu, iż jest potęgą w jakiejś dziedzinie. I znów nieodparcie powracają reminiscencje z epoki śląskiego sekretarza.

AJ: - Pewnie masz już pomysł na kolejną książkę? O czym będzie?

MJ: - Minęły dopiero dwa tygodnie rozpowszechniania "Szkiców" i już dotarły do mnie głosy, w których, oprócz słów komplementujących moją pracę (dziękuję!), znalazły się głosy zachęcające do kontynuowania takiej publicystyki. Są więc czytelnicy, a tym samym pewna przestrzeń dialogu. Jest jeszcze sporo interesujących zagadnień z kultury bluesa, włączając krajowe podwórko. Mam "na tapecie" tekst o klasycznym bluesie (jak ktoś stwierdził - nie-bluesie), który nie wszedł do "Szkiców". Są ważne tematy z zakresu mediatyzacji kultury bluesa, związanej z tym roli show biznesu i jego mechanizmów. Dyskutowane jest od dość dawna zagadnienie reformowania estetyki i propozycje estetyzacji życia w jego szerszym zakresie, dlatego warto się zastanowić, czy dzieje się to (lub dziać się może) również poprzez bluesa. Chciałbym ponownie przyjrzeć się argumentom na rzecz popkulturowej tożsamości bluesa. Chodzi mi po głowie jeszcze kilka zagadnień bardziej szczegółowych. Nie wiem, co z tego wyjdzie. Samo poznawanie to nader zajmujące zajęcie.

Podobnie było ze "Szkicami". Chciałem przede wszystkim "wpłynąć na (...) przestwór oceanu" pewnego rodzaju wiedzy i zorientować się, co twierdzą mądrzejsi ode mnie, o co i jak się spierają, nauczyć się czegoś od nich i próbować z nimi rozmawiać. Efekty w postaci szkiców, to takie wypracowania zdające sprawę, co z tej lektury wynikło. Do wglądu dla ewentualnych czytelników.

Ale wciąż najważniejsze jest dla mnie to, że jacyś ludzie układają pewne dźwięki w pewne struktury. Inaczej nie byłoby całej tej reszty.

AJ: - Na koniec zapytam o pięć Twoich ulubionych płyt?

MJ: - O, to od dawna pytanie niełatwe. Przynajmniej od czasu, kiedy zacząłem mieć ich dużo, coraz więcej. Na początku, bluesowych było kilkanaście, wśród nich "Turning Point" Johna Mayalla, którego "zajechałem" dwa analogowe egzemplarze. I do dziś się ostał na liście. Muddy Waters ciągle jeszcze podoba mi się w wersji "Hard Again". Słuchając od lat klasyki, szukałem najbardziej "pasującego" mi wykonania "Piątej" symfonii Beethovena. Po kilkudziesięciu wersjach natrafiłem na wykonanie z 1975 r. Filharmoników Wiedeńskich pod Carlosem Kleiberem. I jeszcze jest Bach, kantaty w wykonaniu japońskiego Bach Collegium pod dyrekcją Masaaki Suzuki, wspaniały przykład interpretacji arcydzieł muzyki europejskiej przez artystów wywodzących się z innej kultury. Chyba najdłużej na moim topie pozostaje Milesa Daviesa "Kind Of Blue". Po licznych wycieczkach w różne strony jazzowego świata zawsze wracam do tego albumu, którego słucham w dwóch wersjach: wcześniejszej – zremiksowanej nieprawidłowo i tej poprawionej.

AJ: - Marku, dziękuję bardzo za Twoje, jak zawsze bardzo ciekawe wypowiedzi.

MJ: - I ja bardzo dziękuję za rozmowę. Do następnego, mam nadzieję, spotkania, tym razem już w Twojej audycji.
Awatar użytkownika
Dziadek Władek
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 18532
Rejestracja: listopada 24, 2009, 10:48 am
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: RafałS » grudnia 17, 2010, 8:09 pm

Świetny wywiad. Marek Jakubowski tnie słowem, niczym lancetem.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Jimmy » grudnia 17, 2010, 9:35 pm

Ciekawe spostrzezenia. Dziekuje za opublikowanie tej rozmowy.
Awatar użytkownika
Jimmy
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6279
Rejestracja: września 14, 2005, 5:26 pm
Lokalizacja: Wrocław

Postautor: RafałS » grudnia 17, 2010, 9:44 pm

Jakiś czas temu przeczytałem (http://www.blues.com.pl/viewtopic.php?t=17516), że:

książkę można zdobyć przesyłając 30,10zł (książka 25zł + koszty przesyłki - polecony 5,10zł) na konto Kredyt Bank S.A. II Oddział w Białymstoku nr 32150013441213400522660000 (konto ważne do 31 grudnia) z dopiskiem "Szkice z kultury bluesa" z dokładnym adresem odbiorcy i nip-em (wystawiamy fakturę).

Czy to wciąż aktualne? Podpaliłem się na książkę po wywiadzie, ale nie chciałbym, żeby przelew poszedł w kosmos. :)
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Spaniel » grudnia 18, 2010, 11:15 am

RafałS pisze:Świetny wywiad. Marek Jakubowski tnie słowem, niczym lancetem.

Zgoda świetny wywiad :!: .
Książkę Marka Jakubowskiego miałem już w rękach ... niestety tylko przez dwa dni dzięki uprzejmości koleżki.
Mnie szczególnie imponuje ten fragment wywiadu : "Medialny obraz rzeczywistości nie jest identyczny z samą rzeczywistością, nawet w potocznym sensie. Medium to rodzaj lustra, które można ustawić pod różnymi kątami, czasem bywa tu i ówdzie przybrudzone, i przez to nie ukazujące pewnych faktów, może ich znaczenie powiększać lub pomniejszać. Może też w formie kryptoreklamy perswadować określone treści.... itd. "
Samo życie :)
Blues mieszka w Polsce !
Awatar użytkownika
Spaniel
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2697
Rejestracja: lutego 10, 2010, 2:49 pm
Lokalizacja: Wrocław

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 12:01 pm

Bardzo interesujący wywiad !

Cyt.
"Jasne, że powodem spontanicznego, niekontrolowanego wytrysku zachwytu może być zarówno twórczość naszego kolegi, jak i artysty światowego formatu, ale takiej „fizjologii” towarzyszyć powinna refleksja i wyważone oceny. I jeszcze proporcje, mocium panie! "

Co prawda, to prawda :D
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Benedykt Kunicki » grudnia 18, 2010, 3:17 pm

a to mój ulubiony fragment:)

"Dotąd nie sądziłem, że zjawisko manipulowania pamięcią historyczną (rzecz dofinansowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) rozciąga się aż na tyle dziedzin polskiego życia, i że peerelowski sposób odzwierciedlania rzeczywistości ("prawda czasu, prawda ekranu") jest wciąż żywy. Wydawnictwo to - w rozdawniczej dystrybucji - adresowane jest do polskich i zagranicznych mediów oraz takowyż instytucji wspierających kulturę. No to się z niego dowiedzą, jak wygląda hierarchia bytów w polskim bluesie i będą je wspierać, co, jak wynika z punktu widzenia kreatorów tej panoramy - szefów PSB, Nalepie nie jest już potrzebne. Ale, bądźmy konsekwentni - Mirze i "Skibie" też nie"

i tak:
"Jakubowski co wy za pierdoły opowiadacie"
Marku, widzieliśmy się dwa razy w ostatnich dwóch miesiącach, mogłeś zapytać !
Byłem autorem Bluesowego Kalendarza PSB, przyjemne i pracochłonne zajęcie ale najgorsze nastąpiło na samym końcu. Dwa miesiące, e-maile, telefony w sprawie akceptacji zdjęcia, bez którego nie wyobrażałem sobie kalendarza. Nawet znakomite zdjęcia A.Staszoka i K.Szafrańca były nie do przyjęcia....po kilkunastu tygodniach znalazłem zdjęcie, które zostało przyjęte przez rodzinę, niestety, zdjęcie miało być płatne...kilkaset złotych.
Marku, z perspektywy wielkiego znawcy i filozofa bluesa, świat bluesa jest inny...

Aha, na szczęście są jeszcze ludzie-bluesfani, którzy potrafią czytać ze zrozumieniem :)
Marku, tradycyjne zadzwoń we wrześniu !
BenK
ps. Twojej książki jeszcze nie mam...:)
Benedykt Kunicki
blueslover
blueslover
 
Posty: 437
Rejestracja: kwietnia 17, 2004, 2:30 pm

Postautor: Tomiszon » grudnia 18, 2010, 3:33 pm

RafałS pisze:Jakiś czas temu przeczytałem (http://www.blues.com.pl/viewtopic.php?t=17516), że:

książkę można zdobyć przesyłając 30,10zł (książka 25zł + koszty przesyłki - polecony 5,10zł) na konto Kredyt Bank S.A. II Oddział w Białymstoku nr 32150013441213400522660000 (konto ważne do 31 grudnia) z dopiskiem "Szkice z kultury bluesa" z dokładnym adresem odbiorcy i nip-em (wystawiamy fakturę).

Czy to wciąż aktualne? Podpaliłem się na książkę po wywiadzie, ale nie chciałbym, żeby przelew poszedł w kosmos. :)


Ja to samo!
Awatar użytkownika
Tomiszon
bluesHealer
bluesHealer
 
Posty: 970
Rejestracja: lutego 6, 2005, 5:25 pm
Lokalizacja: Gdynia/Kraków

Postautor: karambol » grudnia 18, 2010, 3:44 pm

Tomiszon pisze:
RafałS pisze:Jakiś czas temu przeczytałem (http://www.blues.com.pl/viewtopic.php?t=17516), że:

książkę można zdobyć przesyłając 30,10zł (książka 25zł + koszty przesyłki - polecony 5,10zł) na konto Kredyt Bank S.A. II Oddział w Białymstoku nr 32150013441213400522660000 (konto ważne do 31 grudnia) z dopiskiem "Szkice z kultury bluesa" z dokładnym adresem odbiorcy i nip-em (wystawiamy fakturę).

Czy to wciąż aktualne? Podpaliłem się na książkę po wywiadzie, ale nie chciałbym, żeby przelew poszedł w kosmos. :)


Ja to samo!

Jakby co to mam jeden egzemplarz dodatkowo.
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: RafałS » grudnia 18, 2010, 3:49 pm

W tym (i jednym z poprzednich wywiadów z panem Markiem Jakubowskim, który miałem okazję czytać) poruszane są trzy kwestie:

1) Czy należy stosować taryfę ulgową dla rodzimego bluesa?
2) Czy blues-rock (ściślej: gitarowy rock oparty na bluesowy schematach) jest bluesem?
3) Czy powinno się wypowiadać się medialnie na temat bluesa w kategoriach czysto emocjonalnych nie mając odpowiedniej podstawy merytorycznej?

Marek Jakubowski głosuje 3 x NIE. Nie zawsze jest to NIE bezwzględne, ale raczej jednoznaczne. Zauważcie, że tym samym zajmuje stanowisko w naszych ulubionych forumowych tematach spornych. :) Tym z nas, którym się ten wywiad podoba, podoba się pewnie dlatego, że poglądy autora książki przynajmniej w części dzielimy, choć nie umielibyśmy wyrazić ich tak zgrabnie, precyzyjnie i z siłą autorytetu. Po przeczytaniu momentalnie poczułem, że książkę muszę mieć, ale zamiast z ulgą odetchnąć, że ekspert patrzy na problem nr 1. tak samo, jak ja, zacząłem rzecz na nowo w myślach roztrząsać i tym roztrząsaniem na gorąco się dzielę.

Jak należy do naszych bluesowych muzyków podchodzić? Trzeba przyznać, że jednak jest im trudniej. Blues wszędzie jest muzyką niszową i płytę kupi niewielu, na koncercie pojedynczego zespołu też tłum się nie zjawi. Ale na Zachodzie to „niewielu” trochę co innego oznacza. Społeczeństwa bogatsze, jest dość miast i miasteczek, klubów i klubików żeby być w trasie cały rok na okrągło i jakoś z tego żyć. Dlatego tam jest ogromna rzesza naprawdę zawodowych muzyków, zawodowych w tym sensie, że nie dorabiają niczym innym do grania i stale podnoszą swój poziom dając 200-300 koncertów rocznie i wydając płytę co dwa lata. Ta ilość jednak trochę przechodzi w jakość. Z każdym koncertem, każdą własną kompozycją i tekstem, każdą sesją w studiu mają szansę stać się więksi i lepsi. Jak powiedział mi Murali Coryell „Every morning after the night you played, you wake up more”. A u nas? Ile koncertów rocznie mogą dać najwybitniejsze grupy młodego pokolenia np. JJ Band? Gdzie mają znaleźć takich mentorów, jacy są za oceanem?

Biorąc to pod uwagę, ja się często dziwię, że jednak są tak dobrzy, jak są. Że w ogóle im się chce na to porywać. Mamy za co przynajmniej wybranych wykonawców chwalić i z tym „skansenem zadowolenia” to trochę się nie zgadzam. Muzyk, który nie może się wepchnąć w eter i gra dla trzech osób na krzyż raczej w samouwielbienie nie wpadnie. Ciepłe słowa w czasopiśmie, kilku portalach, czy na tym forum nie przewrócą mu w głowie, bo wie, że te słowa nic nie kosztują. Od przewracania ludziom w głowie są duże pieniądze a to niebezpieczeństwo nawet naszej bluesowej elicie na razie nie grozi. Więc myślę, że możemy z czystym sumieniem głaskać (np. tu na forum) kogo tylko chcemy i ile chcemy. Kto, jak nie my? Bluesowi tym krzywdy nie zrobimy.

No i trochę się jednak zmieniło na lepsze w ciągu tych kilkunastu lat. Mamy TB, mamy PSB, które (choć krytykowane), ale jednak aktywnie działa i co roku wydaje jakieś płody! Mamy fantastyczne festiwale, gdzie nasi mogą się pokazać i to często przed dużą widownią. Czasem mogą też pojamować ze świetnymi muzykami z USA (Jimiway). Mamy kilka portali i to forum, jest sporo autorskich audycji radiowych. Póki co, polski blues gości głównie w tych lokalnych lub internetowych, ale co lepsze lub bardziej przystępne wydawnictwa przebijają się i do Trójki. Jest szansa, że na zasadzie sprzężenia polscy muzycy bluesowi będą podciągać odbiorców, a odbiorcy swoją reakcją – muzyków. Jest światło w tunelu i to nie tylko wtedy, gdy szyny huczą.

Pewnie, że mi wielu rzeczy żal. Osobiście, jakoś z językiem polskim mniej tę muzykę lubię (przy należnym szacunku dla Kulisza i nie tylko), no i to jest trochę zamknięcie się w naszych granicach. Im bliżej rocka tym bardziej mi polski pasuje, im bliżej bluesa, tym mniej. Dlatego chciałbym więcej anglojęzycznych wykonawców z solidnym własnym dorobkiem. I więcej tego wirtuozerskiego, nawet trochę efekciarskiego, grania, które niektórzy krytykują. Więcej muzyków, którzy potrafią pociągnąć długie solo i nie nużyć słuchacza. W skrócie: więcej JJ Bandów, Devil Blesów i im podobnych. I żeby po angielsku umieli nie tylko ładnie zaśpiewać, ale i napisać w tym języku piosenkę z dobrym tekstem, puentą… Bo na razie z tym jest słabo. Jak już jest angielski i coś swojego, to mam wrażenie, że nijak lub o niczym. Tyle się mówi o akcencie, a ja bym nawet gorszy akcent przebolał, wiedząc, że ktoś sam zgrabny kawałek tekstu popełnił, że to jest jego. Bo to dla mnie buduje wiarygodność. Umiejętność twórczego wypowiadania się w danym języku, swobodnego wyrażania w nim myśli na bieżąco, na scenie, a nie tylko perfekcyjnego opanowania techniki „bezzębny murzyn”. To drugie bez pierwszego strasznie jedzie cepelią.

Często czytam, jacy niektórzy nasi są prawdziwi, szczerzy, autentyczni, że ich brak epatowania techniką jest zaletą itd. Trochę mi ta szczerość uszami wychodzi. To nie jest sposób na szturmowanie zagranicznych festiwali. Potrzebujemy energetycznych, brawurowych wykonawców, którzy wejdą na scenę i dadzą ognia, tak, jak dali np. Boogie Boys. Artystycznym bluesowym smęceniem możemy wycisnąć parę łez w kraju, ale to nie daje dużych szans kontraktu z zagraniczną wytwórnią.

Pewnego typu wykonawców nie mamy prawie w ogóle. Np. bluesowo-jazzowych z improwizacyjnym zacięciem w stylu Ronnie Earla, Dave’a Spectera czy Robbena Forda. Blisko jest Winder z Krzakiem, od strony jazzu zbliża się do tego Śmietana (często na płytach z Karolakiem), ale wciąż jest to po drugiej stronie gatunku. A paradoksalnie właśnie tu mogłoby się udać, nawet brak śpiewania uchodzi, więc odpada nasze słowiańskie upośledzenie. Ktoś taki mógłby z powodzeniem zdobywać podziemną Skandynawię, Niemcy czy Holandię i tym samym nie musiałby się ograniczać do grania i sprzedawania w kraju.

Skręca mnie też zazdrość, jak słyszę taką Anę Popovic (bardzo chciałbym Polaków w barwach Ruf-a), czy Juliana Sasa. OK., więcej tu rocka niż bluesa, ale wiadomo, o co chodzi. Dlaczego nie mamy kogoś takiego? Nasi niby eksportowi (np. Cichoński) nagrywają płyty z coverami, raz na parę lat i w dodatku głównie na rodzimy rynek. Słuchając takiego Sasa w wydaniu koncertowym zorientowałem się, że on nawet monologi w ramach utworów i konferansjerkę z holenderską publiką w holenderskim miasteczku uprawia po angielsku. Bo jest zawodowcem i wie, że gdyby po zaśpiewaniu numeru po angielsku nagle zaczął do słuchaczy nawijać po swojemu, to wyszłoby właśnie to, że ten angielski jest jednak obcy. A tak – image pozostaje spójny. Tylko, czy w Polsce byłoby to możliwe, czy nie patrzyliby na takiego, jak na dziwadło? Pewnie tak, bo część słuchaczy by go nie rozumiała. Może wiec, jako społeczeństwo, mamy na razie takiego bluesa, na jakiego zasługujemy?

Co myślicie? Jak jest? Czego Wam najbardziej w polskim bluesie brakuje? Jakiego typu wykonawców i jakich bluesowych podgatunków chcielibyście u nas więcej? Jaką sytuację uznalibyście już za dobrą, wystarczającą do powiedzenia, że jest wreszcie OK?
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: karambol » grudnia 18, 2010, 4:42 pm

RafałS pisze:Czego Wam najbardziej w polskim bluesie brakuje? Jakiego typu wykonawców i jakich bluesowych podgatunków chcielibyście u nas więcej? Jaką sytuację uznalibyście już za dobrą, wystarczającą do powiedzenia, że jest wreszcie OK?

A dlaczego pytasz o to NAS? Czy na pewno chciałbyś wszelkie nurty i gatunki światowego bluesa mieć w polskim wykonaniu? I co kupowałbyś płyty? I tak potem powiesz że "tamci" są lepsi a nasi to nędzna kopia. Oczywiście bez urazy - wiesz że bardzo Cię cenie i lubię :D i wiem że można takie pytania postawić.

Strasznie nie lubię takiego jałowego gadania "blues po polsku", "polski blues" a czy warto słuchać tego polskiego bluesa skoro można posłuchać oryginału czyli made in USA. Takie akademickie rozważania zupełnie mnie nie kręcą. Kupuję płyty polskich wykonawców, chodzę na ich koncerty - co by było gdybym w konkurencyjnej cenie miał zagranicznych wykonawców? - pewnie dalej wybierałbym naszych.

Marek Jakubowski pyta retorycznie :
Ilu mamy u nas bluesowych artystów, na których czekają europejskie kluby, festiwale i płytowe rynki czy wytwórnie?
Pewnie nikt nie czeka na naszych ale gdyby się jednak TAM pojawili wstydu by nie było. Sądzę że : JJ Band, Bartek Łęczycki, Michał Kielak, Romek Puchowski, Magda Piskorczyk, Boogie Boys, Devil Blues, Ścigani, Przytuła&Kruk, Hard Times, Blue Machine czy HoodooBand byliby dobrze przyjęci. To pewnie jedynie kwestia odwagi promotora.

Kiedy pisałem na naszym forum o "The Hardworkers" wspominałem o odwadze lidera czyli Tomka Kamińskiego który miał czelność zaproponować taki "niemodny" kierunek. Jakiś Robben Ford , jakiś Sugar Blue. Kto tego chciałby słuchać? Na Olsztyńskich Nocach Bluesowych wykonawca grający przed nimi typowe bluesowe "pitu pitu" wywołał u publiki spazmy zadowolenie. Potem Hardworkersi ze swoim repertuarem i co ? - zima. Wykonawca kolejny i znowu "pitu pitu" i co ? ekstaza. Chyba szeroka publiczność nie jest przygotowana na takie granie. "Sweet home Chicago", "The thrill is gone" czy "Hoochie cooche.." jak najbardziej ale już "Rugged Road" czy "Think twice" to niekoniecznie. Jak masz chęć to mogę ci w ramach prezentu świątecznego podesłać DVD występem "The Hardworkers" - wiedziałbyś o czym piszę.

Ja obok twoich pytań miałbym inne. I to konkretnie skierowane do konkretnej osoby. Czytałem i słyszałem, że Bartek Przytuła był komplementowany jako ten co śpiewa jak "czarny". Czy to aby na pewno komplement? Bo określeni "śpiewa jak ktoś?" oznacza , że udaje kogoś kim nie jest.
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 5:44 pm

RafałS pisze:Jak należy do naszych bluesowych muzyków podchodzić? Trzeba przyznać, że jednak jest im trudniej.


Dlaczego trudniej ? :roll:
Czym różnią się nasi polscy bluesmeni od np. norweskich ? - niczym.

Skoro ci pierwsi potrafią grać na światowym poziomie,nasi ,którzy grają bluesa - bo chcą ,też nie powinni mieć z tym problemów . A jednak wielu go ma. Ten problem,to brak talentu i samodyscypliny w szkoleniu swojego warsztatu.
Jest kilka zespołów ,którymi możemy pochwalić się za granicą .Na tym koniec.

Gdyby było ich więcej,to może rozwinąłby się polski, bluesowy rynek muzyczny ?

Za bardzo nie chce mi się wierzyć w to,że zagraniczni organizatorzy koncertów/festiwalów nie mają pojęcia o tym, co prezentują polscy bluesmeni. Częste wojaże np. Boogie Boysów,czy Madzi Piskorczyk temu przeczą .

Benedykt Kunicki pisze: Dwa miesiące, e-maile, telefony w sprawie akceptacji zdjęcia, bez którego nie wyobrażałem sobie kalendarza. Nawet znakomite zdjęcia A.Staszoka i K.Szafrańca były nie do przyjęcia....po kilkunastu tygodniach znalazłem zdjęcie, które zostało przyjęte przez rodzinę, niestety, zdjęcie miało być płatne...kilkaset złotych.
Marku, z perspektywy wielkiego znawcy i filozofa bluesa, świat bluesa jest inny...


To bardzo smutne ...
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 6:22 pm

A czy naprawde chodzi oto, zebyśmy mogli sie swoimi zespołami chwalić za granicą? Przeciez nie jesteśmy zagranicą. Czy to nie chodzi tu o taki jakiś kompleks? Najlepsi polscy artyści są przewaznie kompletnie niezrozumiali dla cudzoziemców, a przynajmniej 80% przekazu umyka. Czy dałoby się wypromować w Stanach taka np. Demarczyk? Albo Grechutę? Czy ktos, kto za komuny nie żył jest w stanie zrozumieć niektóre teksty Dżemu i zawarty w nich przekaż? Czy o to chodzi, zeby się móc pochwalić nasza muzyką za granicą? Czy ta muzyka jest przede wszystkim dla nas? Ile procentowo nasi wykonawcy występują za granica, a ile u nas? I co, mają się nastawiać na ta zagranicę? Czy muzyka jest dla jakichć wyimaginowanych "znawców" czy "koneserów", czy dla ludzi? Sam Rafale pisałeś, o tym, że jazz przyjemniej sie gra, niż słucha, a trzeba myślec o odbiorcy. To może lepiej, zeby znawcy kręcili nosem, a ludziom sie podobało? Czy najwiekszym naszym osiagnięciem artystycznym, jest stworzenie jak najwierniejszej imitacji muzyki amerykańskiej? Ale jednak imitacji? Ale przeciez nie jesteśmy amerykanami. To co, mamy cały czas udowadniać, że nie jesteśmy gorsi, zamiast robić swoje?
Nie stać nas na coś "naszego"?

Zacząłem słuchac bluesa nie dla jakichś umiejętności wykonawców, które, sa raczej niewielkie, gdy sie porówna z innymi gatunkami muzyki, ale dla szczerości i zawartych w tej muzyce olbrzymich emocji. Najlepiej na mnie działają, jak są szczere. Zgadzam się w pełni z Robertem - Polak śpiewajacy "jak czarny" może wprawdzie istnieć, ale wolę prawdziwego czarnego, albo Polaka śpiewajacego jak Polak.
To najwiekszym naszym osiagnieciem ma być stworzenie wiernej podróby butów Addidas? Tak, że nikt w Ameryce nie odrózni?
Czyli granie w Polsce, dla polskich słuchaczy to ma być po angielsku, bo nieistotne jest co się śpiewa, tylko wazne, zeby brzmiało "jak amerykan"? :) Ale po co? To sztuka ma nie mieć żadnego przekazu, tylko umiejetnie realizować jakiś schemat? To my mamy grać u nas, dla naszych słuchaczy (no bo gdzie się głównie gra?) tylko w nadziei, ze będziemy mogli dobrze wypaść za granica? A "tu i teraz" to co? To kiedy i gdzie my żyjemy? Naprawdę mamy tak dużo czasu? To my nie mamy swoich uczuć, swoich problemów, swojego cierpienia i radości? A kto ma śpiewac o nas i dla nas? Może Ruscy, albo Amerykanie niech przyjadą?

A czyje, do cholery, jest to zadanie?

Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony grudnia 18, 2010, 6:29 pm przez Paweł Stomma, łącznie zmieniany 1 raz
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 6:28 pm

To ja jeszcze proponuje pójsc krok dalej!
Skoro wykonawcy grający Texaski blues juz noszą kowbojskie buty i kapelusze, to niech ci grający "szikagowskiego" malują sobie twarze na czarno! Szuwaksem!
:lol: :lol:
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: RafałS » grudnia 18, 2010, 7:16 pm

Do Karambola: a żebyś wiedział, Robert, że chciałbym mieć niektóre gatunki w polskim wykonaniu. Ty lubisz szerszego bluesa, więc i tak coś dla siebie znajdziesz. Ja nie przepadam za graniem oszczędnym, kameralnym i trochę mi szkoda, że prawie nikt w Polsce nie gra "dla mnie". To taki mój egoistyczny punkt widzenia wyznaczony przez punkt siedzenia. :D A najbardziej mnie wkurzyło, jak mi Karolina Cygonek powiedziała, że nie warto nagrywać płyt. Akurat jej krążek bym kupił bez względu na język, bo ją wolę od Shemekii Copeland i Susan Tedeschi razem wziętych.

Czy bym dalej narzekał, gdyby grali tak, jak oczekuję?Może. Nie wiem. Wiem, że parę lat temu, jak odkryłem forum, to zaraz kupiłem kilka polskich krążków i było trochę rozczarowania. Albo związanego z repertuarem, albo wykonaniem. Pisz sobie, że niepotrzebne Ci sukcesy naszych zagranicą - akurat Tobie za grosz tu nie wierzę, bo jesteś tak przesiąknięty patriotyzmem, że bokami wycieka i jakbyśmy mieli bluesowego Riverside'a to byś pewnie gorączki dostał ze szczęścia. :lol:

Do Pawła Stommy: nie twierdzę, że tego, o czym piszę brakuje obiektywnie. Akurat mi tego brak. Ja bym tego chciał i ja bym to kupił. A póki co Amerykanie o moich cierpieniach i radościach śpiewają tak, że bardziej to do mnie trafia (choć są u nas wyjątki). Pamiętam Twoje teksty, które publikowałeś na forum: moim zdaniem, jak ktoś tworzy po angielsku, to powinien starać się do tego poziomu (choc niekoniecznie tej stylistyki) dążyć. Żeby to było jakieś, a nie tylko gramatyczne i się w miarę rymowało.

Wierzę, że takie gadanie jednak nie jest jałowe. Mamy wielu muzyków śpiewajacych po angielsku i wszystkim im powiem tak: ten angielski jest równie ważny, jak palcówki, które ćwiczycie dzień i noc, jak nowe wiosło za kilka czy kilkanaście tysięcy. Nie akcent, ale to, żebyście zaczęli w tym języku myśleć, opowiadać dowcipy i mówić nim o swoim codziennym życiu. Bez tego Wasz blues po angielsku dla pewnych osób nigdy nie będzie prawdziwy. Bez względu na to, jak głęboko czujecie samą muzykę.

Na szczęście młode pokolenie radzi sobie coraz lepiej i umie już po angielsku poprawnie opowiedzieć historię. Nie umie jeszcze opowiedzieć tej historii zgrabnie, nie umie być po angielsku dowcipne i błyskotliwe, nie umie na ogół posługiwać się grą słów, której jest pełno w tekstach amerykańskich. Ale może i to przyjdzie z czasem. Podkreślam ten aspekt, bo dla mnie to jest ważne. Być może jestem w zdecydowanej mniejszości, może mówię tylko za siebie. Takie jest moje zdanie i się z nim zgadzam.
Ostatnio zmieniony grudnia 18, 2010, 8:14 pm przez RafałS, łącznie zmieniany 1 raz
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 7:40 pm

Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: Dziadek Władek » grudnia 18, 2010, 7:43 pm

Paweł Stomma pisze:[...] A kto ma śpiewac o nas i dla nas? [...]

Znam takich czterech: Paweł Stomma, Jaromi Drażewski, Tadek Bogucki i Adam Kulisz. Dla mnie oni to personifikacja pojęcia "polski blues"; śpiewają po polsku - i nie tylko język mam tu na myśli...
Władek Pękała
" - Blues?... Jest tam, gdzie go słyszysz..."
Awatar użytkownika
Dziadek Władek
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 18532
Rejestracja: listopada 24, 2009, 10:48 am
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: RafałS » grudnia 18, 2010, 8:12 pm

Jeszcze do Pawła: lubisz Boba Dylana i Neila Younga, prawda? Między innymi dlatego, że śpiewają o uczuciach i sprawach, które są Ci bliskie, choć oni sami są daleko. Bo poezja jest uniwersalna. Jeśli pominąć utwory polityczne, społeczne antywojenne itd (których oczywiscie jest trochę) teksty Dylana czy Younga nie różnią się tak bardzo od, powiedzmy, Grechuty. Za oceanem nie żyją Marsjanie. A połowa piosenek na tym świecie i tak jest o rozterkach sercowych. Gdybym miał patrzeć niechętnie na amerykańskie, to po diabła mi wogóle cały ten blues, jazz i southern rock, co stamtąd przyszedł? Nie trafia do mnie Twoja argumentacja. Może to kwestia różnicy pokoleń - może w Twoim wieku, z Twoimi doświadczeniami życiowymi, wspomnieniami z poprzedniego ustroju, jakoś bardziej bym łaknął polskości w muzyce. Owszem, zdarza się, że jak polski tekst spotka się z super kompozycją i wykonaniem to mam takie specyficzne ciarki, jakby bardziej nadwiślańskie. Ale nie wiem, czy sa lepsze od np. moich ciarek anglosaskich. Inne i tyle. Wogóle trochę głupie mi się wydaje to, że miałby mnie ktoś wzruszać bardziej dlatego, że jest Polakiem. Wzrusza mnie zbieżność obserwacji i odczuć, zwykle niezależna od pochodzenia.

Pozdrawiam - wybaczcie, ale po prostu myślę i czuję inaczej. :)
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 8:34 pm

W ustroju, w którym byłem wychowany śpiewanie po angielsku było cool i było też oznaką buntu i nonkonformizmu. Przez wiele lat śpiewałem wyłącznie po angielsku.
Ja piszę prostą (dla mnie) prawdę.
Może dla mnie to zbyt oczywiste?
Co z tego, że będzie błyskotliwa gra słów i inne niuanse, jak zrozumie je 10% odbiorców?
Albo mniej.
Może ja jestem zbyt staroświecki?
Może dla młodego pokolenia język angielski jest naturalnym językiem emocji?
Lauderdale przetłumaczył kiedys wywiad z jakims harmonijkarzem, który opisywał koncert gdzie śpiewał Sonny Terry. On spiewał, a z tyłu siedziała żona Sonny'ego i płakała.
Moja żona nie płakałaby, gdybym śpiewał "aj low ju bejbi".
Wydaje sie, że istnieje też pewne niebezpieczeństwo, całkiem dla mnie realne. Artysta może sobie wkrecić, nawet że jest czarnym z Missisipi, ale stąd już tylko krok do zanegowania własnej osobowości.
Nie patrzę niechetnie na wszystko, co amerykańskie, sam gram muzykę o amerykańskich korzeniach. Ale, na litość boską, Ameryko, daj nam trochę luzu! Trochę miejsca na nasze "trzy grosze". Pozwól nam być sobą!
Umiesciłem link do Rammsteina głównie dlatego, że są tam słowa "to nie jest piosenka miłosna. Nie śpiewam w swoim ojczystym języku". Dla mnie, to genialne podsumowanie.

Spróbuję odwrócić pytanie. Powiedz, jaki sens ma pisanie przez Polaka, dla Polaków tekstu po Angielsku?

Aha, jest jeszcze jedno. Wielu śpiewaków polskich (Piskorczyk) woli śpiewac po angielsku, bo po polsku jest dla nich zbyt trudno!
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 8:59 pm

RafałS pisze:Pozdrawiam - wybaczcie, ale po prostu myślę i czuję inaczej. :)

NIe sadzę, zebym reprezentował wiekszośc. :)
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: karambol » grudnia 18, 2010, 9:28 pm

RafałS pisze:Pozdrawiam - wybaczcie, ale po prostu myślę i czuję inaczej. :)

Pozdrawiam i ja. Chociaż mam wrażenie że jednak czujemy i myślimy podobnie. Nie tak samo ale właśnie podobnie.
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 9:31 pm

Z bluesem jest jak z operą :wink: Prawdziwa opera śpiewana jest w języku włoskim.
Prawdziwego bluesa ,śpiewa się w języku amerykańskim i żeby nie było trzeba być Czarnym :lol:

Dla mnie blues autentyczny jest tylko w wykonaniu Afroamerykanów.
Nie neguje jednak tego, co robią biali,czasami nawet mi się podoba,ale ja to wtedy nazywam muzyką bluesową . Tak mi jest najwygodniej :wink:


A blues-rock,to już całkiem inna bajka. Tu nie jestem radykałem :wink:
Dla mnie to już nie jest blues ,to po prostu bardziej lub mniej ciekawa muzyka :D

PS. sooorrry,zapomniałam na początku napisać - moim zdaniem :D
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 9:52 pm

Jeszcze nie śpię.
:)

kora_ pisze: Prawdziwa opera śpiewana jest w języku włoskim.

:)
Wyobraziłem sobie własnie, że Halka i Jontek śpiewają do siebie po włosku!
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 10:02 pm

Paweł Stomma pisze:Jeszcze nie śpię.


Pozdrawiam serdecznie :D
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 10:03 pm

:D
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: Dziadek Władek » grudnia 18, 2010, 10:05 pm

Paweł Stomma pisze:Jeszcze nie śpię.
:)

kora_ pisze: Prawdziwa opera śpiewana jest w języku włoskim.

:)
Wyobraziłem sobie własnie, że Halka i Jontek śpiewają do siebie po włosku!

Bardzo dobra paralela :!: :idea: :D
Władek Pękała
" - Blues?... Jest tam, gdzie go słyszysz..."
Awatar użytkownika
Dziadek Władek
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 18532
Rejestracja: listopada 24, 2009, 10:48 am
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 10:17 pm

Paweł mnie zagiął 1-0 dla niego :D

Fajnie,ze każdy z nas tu piszących, ma różne zdanie na temat bluesa.
Bardzo lubię takie dysputy :D

Pozdrawiam .
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Spaniel » grudnia 18, 2010, 10:18 pm

Paweł Stomma pisze:
RafałS pisze:Pozdrawiam - wybaczcie, ale po prostu myślę i czuję inaczej. :)

NIe sadzę, zebym reprezentował wiekszośc. :)

Do wyżej wymienionych nazwisk dodałbym Jarka Tioskowa(wyczuwalny podlaski zaśpiew)oraz Ślązaków Jana Skrzeka i Marka Makarona (wiadomo) ...
Mam ciarki kiedy słyszę Kasiarzy: Historię o ptaku , który odleciał do Boga ... jak to zaśpiewać po angielsku kiedy to tzw. "tekst z kluczem" Rafale ? Czy może nie śpiewać ?
Kto z polskich wokalistów na tyle "posiadł" angielski by zaśpiewać tak, żeby od razu nie wyczuto u niego owego słowiańskiego "miękkiego" gardła. Ja znam jednego nazywa się John Porter :). Próbować owszem można, ale słuchając polskiego wokalisty(wokalistki) śpiewającej po angielsku ciar nie będę miał . Jak choćby w przypadku tych Panów.
http://www.youtube.com/watch?v=hnz-wd9uMrY
Paskudna sprawa z tymi obcymi językami ... ale tu musielibyśmy wejść w problematykę logopedyczną :)
Chociaż próbować można jak ktoś ma ochotę i znajdzie fanów czemu nie "kochać to nie znaczy zawsze to samo". Problem przewija się od dawna i można mieć tylko nadzieję, że kiedyś przy dużym polskim festiwalu zorganizuje się panel na ten temat. Zapraszając do udziału np. Marka Jakubowskiego i B. Leobla. Chętnie w takim wydarzeniu uczestniczyłbym. Stukając w klawiaturkę trudno do końca zdiagnozować problem ... bardziej do mnie przemawiają dzisiaj argumenty Pawła . Chociaż powtórzę za nim "Nie sadzę, żebym reprezentował większość" :)
Opera po włosku ... tak też wolę, ale jak przywołam twórczość Wagnera i Festiwal w Bayreuth to też trzeba zaakceptować hmmm, o prowincjonalnym Moniuszce już nie wspomnę :)
Blues mieszka w Polsce !
Awatar użytkownika
Spaniel
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2697
Rejestracja: lutego 10, 2010, 2:49 pm
Lokalizacja: Wrocław

Postautor: Paweł Stomma » grudnia 18, 2010, 10:29 pm

kora_ pisze:Paweł mnie zagiął 1-0 dla niego :D

Naprawdę nie było to mom celem. :oops:
Bardziej zależy mi, zeby zrozumiany został mój punkt widzenia. Nie trzeba koniecznie go podzielać. :)

Też lubię. :)
Pozdrawiam jak nie wiem co!
PS
Więcej nas - bezsennych. :)
Dont you step on my blue suede shoes.
You can do anything but lay off of my blue suede shoes

https://www.facebook.com/Breakmaszyna
Awatar użytkownika
Paweł Stomma
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3105
Rejestracja: czerwca 9, 2008, 8:52 pm
Lokalizacja: Częstochowa

Postautor: kora » grudnia 18, 2010, 10:34 pm

Ja w pełni rozumiem Twój punkt widzenia :D
I wiem,ze Ty Pawle też mnie rozumiesz .

Ja już wymiękam - uciekam do łóżeczka
.Dobranoc :D Do jutra !
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Następna

nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wywiady

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 124 gości