Zapewne wiele osób zgodzi się z ta tezą. Zapewne wiele osób ma takie płyty, które długo leżały gdzieś zakurzone, czekając aż dosłuchamy się w nich tego, za co (podobno wielu na całym świecie) fani je ubóstwiają. I nagle, bez ostrzeżenia, powodowani chęcią przełamania rutyny w doborze nagrań do auta, rozrywki w domu itp sięgamy po coś, co przez miesiące lub lata odrzucaliśmy z całą świadomością i na przekór tekstom typu "ale to klasyk!"
Ja bardzo się ciesze, że po siedmiu latach dosłuchałem się wreszcie tego "czegoś" w "Street Survivors" Skynyrdów. Jestem rozbrojony. Wiele utworów znam z występów na żywo, ale te na koncertach pomijane nie są wcale gorsze! Mała rzecz, a cieszy.
A Wy? Które płyty okazały się dla Was takimi "spóźnionymi" hiciorami?