Wróciłam
W skrócie:
- dobra organizacja
- fajny klimat
- przesympatyczna publiczność
- impreza godna polecenia
- genialni akustycy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- wielkim zdziwieniem była dla mnie reakcja ludzi na polskie piosenki
byli zachwyceni i najbardziej by im się podobało, gdyby cały koncert zagrany był po polsku
Fajnie! Jedno jest pewne, dostaliśmy zaproszenie na następny rok, a organizatorzy wspominali o tym, że może właśnie w następnym roku stworzą polską scenę
Na pewno wróciłam bogatsza o nowe doświadczenia, wow muszę ochłonąć
Koncert Ten Years After jak zawsze bardzo udany, ale Wishbone Ash dopiero pokazali klasę. To było wydarzenie nie do opisania! To wyższa półka
Też jeśli chodzi o mentalność muzyków... Wishbone Ash są bardzo otwarci i mają duże poczucie humoru, zresztą podobne usposobienie ma Nina Van Horn - świetna babka. Za to Ten Years After są jak chińska porcelana - świetnie się prezentują ale są tylko do oglądania (w tym przypadku do słuchania). Ciężko nawiązać z nimi jakiś kontakt. Szczególnie Joe Gooch jest nieco zamknięty w sobie i nie wzbudza sympatii. Również organizatorzy mieli małe zastrzeżenia na tym polu. Ale mimo to koncert był rewelacyjny i wynagrodził fochowatość wokalisty.
Powalił mnie Golden Gate Quartet. 4 facetów z przepięknymi głosami klimatem całkowicie odbiegających od całości festiwalu. To najlepsza formacja gospelowa na świecie!!!!! i są warci swojej ceny. Cały koncert stałam jak wryta i długo nie mogłam się pozbierać. Nawet to co facet mówił między utworami miało w sobie melodię. Coś niesamowitego, bez żadnego dudnienia, cudne dźwięki, harmonia. Eh przepięknie. Jestem szczęśliwa, że mogłam tam być, bo to mogła być jedyna okazja na spotkanie z tymi aniołami. Kiedy wydobyli z siebie pierwsze dźwięki od razu przypomniał mi się film "Zielona mila". Nawet nie umiem w słowa ubrać tej burzy emocji, która tkwi we mnie od czasu zakończenia festiwalu. Może za rok pojechalibyśmy większą ekipą hmm?
narazie to tyle
pozdrawiam