Dzień ostatni
Cynamonowa Kaczka
Kliknij obrazek, aby powiększyćPowrót po latach. Trzy lata temu przygotowali wzruszający koncert z utworami Jerzego Opalińskiego. Tym razem zaprezentowali mocno urozmaicony repertuar, w którym większość stanowiły kompozycje własne. Rozpoczęli od standardu „Hoochie Coochie Man” i gdybym na tym skończył ten opis wielu kręciłoby nosem, że to zgrany i ograny do bólu numer. Cynamonowa Kaczka podała ten standard w genialnej aranżacji! Nie tylko muzycznie było ciekawie - Krzysiek Gorczak dołożył od siebie mocno aktorską, bardzo intrygującą interpretację. Z cudzesów zagrali jedną z kompozycji J. Opalińskiego - „Oddychaj cicho” (z piękną solówką Maćka Samluka) oraz dwa utwory Kasy Chorych („Nie stój w miejscu”, „Sobą bądź”). Resztę koncertowej set listy wypełniły kompozycje własne kunsztownie zaaranżowane i ciekawie rozpisane na ten dziesięcioosobowy skład. W tworzenie nowego materiału zaangażowali się Maciek Samluk, Krzysiek Gorczak, Grzegorz Kluczyński, Jacek Kaczyński i „gościnnie” Jarek Tioskow.
Shaun Booker & Jonn Del Toro Richardson. Dwa w jednym. Jeden punkt programu a w zasadzie dwa odrębne koncerty. Najpierw przez dobre pół godziny w towarzystwie sekcji rytmicznej prezentował swój kunszt gitarowy Jonn Del Toro Richardson.
Kliknij obrazek, aby powiększyćPotem zmienił się w akompaniatora, bo w głównej roli wystąpiła Shaun Booker. Fantastycznie zagrał Jonn Del Toro - teksański blues w doskonałym wykonaniu niezbyt często gości na scenie Forum. Shaun to bardzo żywiołowa wokalistka z mocnym głosem doskonale pasującym do soulu, funku i bluesa bo taki właśnie repertuar dominował. Bardzo szybko nawiązała dobry kontakt z publicznością. Nie patrzyłem na zegarek, ale odniosłem wrażenie, że za krótko zagrali albo tak szybko czas mi zleciał przy dobrej muzyce.
Kliknij obrazek, aby powiększyćSugaray Rayford Band
Kliknij obrazek, aby powiększyćKolejny powrót po latach, bo w 2014 gościliśmy Sugaraya na Jesieni z Bluesem (jak dla mnie mógłby pojawiać się co roku). Tym razem zaprezentował się z nieco bardziej rozbudowanym zespołem (doszła sekcja dęta). Brzmienie zespołu – soczyste i potężne (jeszcze mi "świerszcze” w uszach grają) a sam Sugaray jak mistrz ceremonii – tańczył, śpiewał, dyrygował kolegami z zespołu. Już na początku zaznaczył, że nie lubi koncertów i to, w czym aktualnie uczestniczymy to nie koncert tylko przyjęcie (party). Skoro przyjęcie to powinny być tańce – i były (postawił na równe nogi i roztańczył publikę, nawet mnie). Skoro przyjęcie to powinni być goście – i byli. Rzecz jasna my publiczność, ale nie tylko. W pewnym momencie ustawiono kolejny wzmacniacz, do którego kabel od swojej gitary wpiął Jonn Del Toro Richardson. Prawdziwa kumulacja, bo na scenie Jonn i rewelacyjny Gino Matteo! Fantastyczny koncert pełen doskonałej muzyki w doskonałym wykonaniu.
Jersey Julie Band
Kliknij obrazek, aby powiększyćZagrali w niecodziennym składzie instrumentalnym. Wokalistce grającej również na saksofonie i stukającej w jakieś tam pukadełko leżące na scenie towarzyszył klawiszowiec i gitarzysta (zagrał na stareńkim Gibsonie Les Paul ES5) a potem pojawił się jeszcze ... flecista. Jakoś nie przypominam sobie abym słyszał flet poprzeczny w bluesowym repertuarze a zabrzmiało bardzo ciekawie (jak mawia mój kolega Marek B. „całkiem fajnie wyszło”). Zagrali długi set z bujającą muzyką, co zachęciło publikę to tańca. Perkusja nie jest obowiązkowym instrumentem, co doskonale udowodnili choćby Hot Tamales, ale moim zdaniem w tym akurat przypadku brakowało mocniejszej podbudowy rytmicznej. Szkoda, że tak zacna gitara nie zabrzmiała w pełnej krasie. Moim zdaniem gitarzysta zagrał mało spektakularnie, trochę za cicho, za mało odważnie.