autor: karambol » listopada 25, 2007, 2:09 am
W trzecim dniu na pierwszy ogień poszli Devil Blues. Będę się powtarzał ale zagrali wybornie. Miałem obawy o ich formę fizyczną ponieważ w ciągu ostatnich dni wykonali trasę Białystok-Konin-Toruń-Białystok. Wyszli bardzo skoncentrowani i już od pierwszych taktów wskoczyli na maksymalne obroty. Zagrali w zasadzie utwory jakie dobrze znamy. Z małym wyjątkiem. W repertuarze Devili w końcu pojawił się kawałek po polsku i to jaki. Zagrali "Modlitwę" T.Nalepy ale jak zagrali. Niesamowita interpretacja , przejmujący , pełen bólu i emocji wokal Krzyśka , zupełnie kosmiczny klimat i nastrój. W "Pride and joy" też sporo "namieszali". Dużo zabawy z dynamiką utworu, ściszanie w zasadzie do szeptu i eksplozja dźwięków. Kolejny raz Kamil zdecydował się na zagranie solówki. A może to już stały punkt programu?
Potem było ogniste boogie-show. Najpierw Boogie Boys a potem na scenie pojawił się ich gość Christoph Steinbach. Koncert ten trzeba raczej rozpatrywać w kategoriach "show estradowy" . Steinbach to wielce utalentowany showman grający na fortepianie, śpiewający i na dodatek grający z wdziękiem na "gębowej trąbce". Rozbujali całą salę.
Na koniec gwiazda Frank Morey z zespołem. O Franku sporo już było na forum i nie będę się powtarzał chciałem zwrócić uwagę na resztę zespołu. Niezwykli to kolesie. Największym oryginałem jest bez wątpienia perkusista grający na archaicznym zestawie i na dodatek śpiewający. Kontrabasista tez niczego sobie. Całość niezwykle barwna i nietuzinkowa. Spory wpływ na brzmienie całości ma ta dziwaczna zabytkowa perkusja. Trochę trwało zanim zacząłem akceptować to brzmienie. Zdecydowanie najlepiej wypadły te utwory w których Frank grał na gitarze akustycznej. Współgranie z akustycznym kontrabasem i perkusją było bardziej naturalne i oczywiste niż przy elektrycznej gitarze. Nie dla wszystkich było to interesujące widowisko, sporo ludzi opuściło salę. A szkoda bo Frank Morey i jego zespół to ciekawa propozycja, inna niż wszystkie i w stylistyce nieczęsto oglądanej.
Jako rozgrzewka przed jamsession wystąpili chłopaki z zespołu "7 w nocy". Przyłoili po swojemu dzięki czemu zagłuszyli kłapiące dziobami towarzystwo. Po wczorajszym i dzisiejszym graniu przed jamsession myślę że nie ma sensu takie granie. Szkoda stresować wykonawcę nie wiem ilu ludzi z widowni jest w stanie docenić ich wysiłek. Widownia zmęczona 7 godzinnym koncertem dodatkowo "pod wpływem" w dodatku późna godzina nocna wszystko to ma zdecydowanie zły wpływ na odbiór muzyki. Jam session i bez takiej przygrywki mógłby się rozkręcić. Dzisiejsze jam session zapowiadało się bardzo obiecująco bowiem na sali byli przedstawiciele wszystkich grających wcześniej zespołów plus sporo lokalnych muzyków. Pierwszy utwór jam session to boogie, drugi też boogie ... piąty dla odmiany to ... boogie. Wyszedłem, nie moja bajka.
Generalnie 23 Jesień z Bluesem była bardzo udana. Dwa a w zasadzie trzy dni pełne różnej muzyki. O tak różnorodność to jest słowo jakie najtrafniej opisuje tegoroczne wydanie festiwalu. W moim osobistym odczuciu najjaśniejszym punktem festiwalu był występ Martyny Jakubowicz z zespołem.
Do zobaczenia za rok na urodzinowej Jesieni z Bluesem. W 2008 roku będziemy bowiem obchodzić 30 urodziny festiwalu.