Last of the Dyin' Breed - Nowy Skynyrd!!!
![Post Post](./styles/prosilver_se/imageset/icon_post_target.gif)
Jakies parę tygodni temu odsłuchałem tytułowy utwór na stronie rozgłośni planet rock. Bardzo mi się spodobał. Ale trochę z nadzieją, a trochę ze strachem czekałem końca sierpnia aż ukaże się cała płyta. W przypadku God &Guns nie wytrzymałem i kilka dni przed premierą zassałem mp3 z sieci. Tym razem czekałem aż do dziś, 24. 08. WARTO BYŁO!!!!!!!
Moim spaczonym zdaniem fana LS płyta jest absolutnie rewelacyjna, ośmielę się rzec, najlepsza od czasu Last Rebel. Z lepszą produkcją, lepszym brzmieniem, równiejszymi kompozycjami. Tylko dwa kawałki trochę moim zdaniem nie pasują do całości - homegrown oraz good teacher. Reszta - to perełki, a moim faworytem jest one day at a time.
Ciesze się z dwóch rzeczy na tej płycie - przy utworach widac wiele nazwisk - tj cały zespół miał aktywny udział w tworzeniu a nie tylko nagrywaniu materiału. Plus nie słychac politycznych prztyczków jak na vious cycle i god & guns. Muzyka w czystej formie.
O każdym utworze za wczesnie jeszcze się rozpisywać, żal tez wielki, że billy powell przyglada się temu z góry, ale na pewno miał jakiś ponadnaturalny wpływ na zmiennika, bo ten gra srogo.
Polecam!!!!
Po kilku odsłuchaniach mogę powiedzieć coś więcej o kilku utworach, jak zwykle subiektywnie, ale może kogoś pchnie to do odsłuchania plyty.
W tytułowym utworze niemal na wstępnie ukłon w strone brata - " lookin' back when i was a boy * a hand-me-down bike was my toy * a barefoot brother who gave me hell * I learned from the best, he taught me well" - podoba mi się takie wspominanie pierdół miedzy bracmi, bez zbednego cukru, alee z rozrzewnieniem i usmiechem. Ten kawałek bardzo osobisty mie się wydaje, bo i historia ojca, ktory zabierał braci w trasy ma tu też swój wydźwięk.
A co do polityki to niestety dosłuchałem się, niestety, bo zazwyczaj o dobrym się nie śpiewa - Something to Live for" - sam tytuł daje do myślenia, a tekże fragment - " all of us took left, , when we shoulda gone right" - dziwnie znajome rozczarowanie, co nie? momentami w podobnym tonie jest bonus "Poor man's dream"
"Ready to Fly" jakoś ładnie komponuje mi się w całość z "Simple Man" - jakby rozmowa tych samych osób kilka lat później.
Zresztą, posłuchajcie sami, bo z każdym kolejnym razem w tych kawałkach cościekawego da się usłyszeć.
Od Andrzeja Jerzyka dowiedziałem się że Paweł Michaliszyn cały zachwycony jest tą płytą, i wcale się nie dziwię. Zawsze pewnie ktoś powie, ze to juz nie LS, tylko Rosington, Medlocke i Van Zant młody. A to nieprawda - to kolejne wcieleenie zespołu, tego, który upadał, ale dotrwał do dziś. Chwała im Za to - ps - m,oja zdystansowana do mojego freakowania żona aż sama z rana jak spałem chciała puścićsobie tą płyte - DZIAŁA!!!!
Moim spaczonym zdaniem fana LS płyta jest absolutnie rewelacyjna, ośmielę się rzec, najlepsza od czasu Last Rebel. Z lepszą produkcją, lepszym brzmieniem, równiejszymi kompozycjami. Tylko dwa kawałki trochę moim zdaniem nie pasują do całości - homegrown oraz good teacher. Reszta - to perełki, a moim faworytem jest one day at a time.
Ciesze się z dwóch rzeczy na tej płycie - przy utworach widac wiele nazwisk - tj cały zespół miał aktywny udział w tworzeniu a nie tylko nagrywaniu materiału. Plus nie słychac politycznych prztyczków jak na vious cycle i god & guns. Muzyka w czystej formie.
O każdym utworze za wczesnie jeszcze się rozpisywać, żal tez wielki, że billy powell przyglada się temu z góry, ale na pewno miał jakiś ponadnaturalny wpływ na zmiennika, bo ten gra srogo.
Polecam!!!!
Po kilku odsłuchaniach mogę powiedzieć coś więcej o kilku utworach, jak zwykle subiektywnie, ale może kogoś pchnie to do odsłuchania plyty.
W tytułowym utworze niemal na wstępnie ukłon w strone brata - " lookin' back when i was a boy * a hand-me-down bike was my toy * a barefoot brother who gave me hell * I learned from the best, he taught me well" - podoba mi się takie wspominanie pierdół miedzy bracmi, bez zbednego cukru, alee z rozrzewnieniem i usmiechem. Ten kawałek bardzo osobisty mie się wydaje, bo i historia ojca, ktory zabierał braci w trasy ma tu też swój wydźwięk.
A co do polityki to niestety dosłuchałem się, niestety, bo zazwyczaj o dobrym się nie śpiewa - Something to Live for" - sam tytuł daje do myślenia, a tekże fragment - " all of us took left, , when we shoulda gone right" - dziwnie znajome rozczarowanie, co nie? momentami w podobnym tonie jest bonus "Poor man's dream"
"Ready to Fly" jakoś ładnie komponuje mi się w całość z "Simple Man" - jakby rozmowa tych samych osób kilka lat później.
Zresztą, posłuchajcie sami, bo z każdym kolejnym razem w tych kawałkach cościekawego da się usłyszeć.
Od Andrzeja Jerzyka dowiedziałem się że Paweł Michaliszyn cały zachwycony jest tą płytą, i wcale się nie dziwię. Zawsze pewnie ktoś powie, ze to juz nie LS, tylko Rosington, Medlocke i Van Zant młody. A to nieprawda - to kolejne wcieleenie zespołu, tego, który upadał, ale dotrwał do dziś. Chwała im Za to - ps - m,oja zdystansowana do mojego freakowania żona aż sama z rana jak spałem chciała puścićsobie tą płyte - DZIAŁA!!!!