W ostatnich dniach wpadło w moje ręce kolejne wydawnictwo północno - irlandzkiej kapeli hard-rockowej The Answer pt." Everyday Demons". To już druga płyta tegoż zespołu, po wydanej w 2006 roku, bardzo dobrze przyjętej przez publiczność i krytykę płycie "Rise". Po kilkukrotnym przesłuchaniu nowego albumu trudno mi orzec czy chłopaki z The Answer pokonały poprzeczkę, którą dość wysoko ustawili sobie poprzednim albumem. Chyba lepiej jednak będzie pominąć te rozważania i skoncentrować się na zawartości krążka "Everyday Demons".
Od samego początku tj. od otwierającego płytę utworu tytułowego stykamy się z ostrym, dynamicznym brzmieniem zespołu i rozdzierającym, w nieco "plantowskiej" manierze wokalem Cormaca Neesona. Ten utwór to naprawdę godny następca "Under The Sky" z poprzedniego albumu. Dalej idą utwory: "Too Far Gone" oraz "On And On" I co ...? I jest równie dobrze!! Kompozycje w sposób jednoznaczny osadzone są w stylistyce lat 70-tych, nawiązujące bezpośrednio do twórczości takich legend jak: Led Zeppelin i Black Sabbath, Deep Purple czy momentami nawet AC/DC Ciężkie, kanciaste riffy i wystrzałowe solówki sąsiadują tu z "gęstym" brzmieniem sekcji rytmicznej. Większość kompozycji jest bardzo dynamiczna, nawet te spokojniejsze jak "Cry Out", czy "Why`d You Change Your Mind" uderzają z siłą huraganu w refrenach. Drugi z wymienionych utworów to wg mnie jeden z najlepszych, obok tytułowego, utworów na płycie.
Kawałek "Pride" to z kolei podróż w nieco łagodniejsze, choć wcale nie nazbyt łagodne rejony, przywodzące na myśl niektóre dokonania The Black Crowes. Dalej jest "Walkin` Mat" - tu znów robi się bardziej "zeppelinowsko" ze świetnym, gwałtownym atakiem wokalno - gitarowym w refrenie. Kolejny utwory - "Tonight" i "Dead Of The Night" - dynamiczne i rozpędzone (zwłaszcza ten drugi) też nie mogą być zaliczone do wypełnianiaczy. Następny w kolejce "Comfort Zone" to już zdecydowanie spokojny, w zasadzie balladowy numer z niebanalnym muzycznie pomysłem w zwrotkach i przebojowym, wpadającym w ucho refrenem. Słowem materiał na potencjalny hit !
Kończący płytę "Evil Man" to najbardziej chyba bluesowy numer na płycie, aczkolwiek tylko w odniesieniu do pojawiającego się tam przewodniego riffu oraz brzmienia harmonijki, na której w końcówce zagrał wokalista.
Czy "przebili" debiut ? Trudno mi to ocenić. Na pewno jednak nagrali materiał co najmniej równie dobry i wart polecenia każdemu fanowi solidnego, stylowego hard - rocka. Mnie osobiście, brakuje jedynie na "Everyday Demons" utworu o cechach wolnego, ciężkiego bluesa w stylu doskonałego"Memphis Water" z poprzedniej płyty.
Album zakupiłem w wersji z bonusowym DVD, zawierającym nagrania koncertowe przeplatane z wywiadami z członkami zespołu. Niestety nie zdążyłem się jeszcze z jego zawartością zapoznać.